Archowum tagów: żubry

Cze 05 2017

Inwazja żubrów

Po-uczcie-zubrowStado bieszczadzkich żubrów stale się powiększa. Oswoiły się z widokiem człowieka na tyle, że wiedzą, iż z jego strony nie zagraża im żadne niebezpieczeństwo. Jesienią i zimą podchodzą do osad ludzkich, żerują na pozostających pod śniegiem jabłkach w sadach, a okoliczne kępy zakrzaczeń po ich bytowaniu wyglądają mało ciekawie. Ogryzają z kory co się da. Nie gardzą, a nawet preferują wierzchołkowe części dolnego piętra lasu, bez którego nie będzie dorodnych jodeł, świerków i buków.   Na Działach jest ich czasami kilkadziesiąt osobników, wypoczywających w słońcu na polanie, upstrzonej produktami trawienia w niespotykanej gdzie indziej ilości. Jeśli dodać, że dobowe zapotrzebowanie tych największych ssaków naszych lasów wynosi niemal sto kilogramów roślinnej masy, to nietrudno sobie wyobrazić, że przez zimę bieszczadzkie żubry, gdyby nie były dokarmiane przez leśników i myśliwych, zniszczyłyby leśną powierzchnię większą chyba, niż wynoszą nasadzenia nowym materiałem szkółkarskim.
Z pobliskiej ambony  można je obserwować bardzo często. Chociaż nie moje to koło i nie moje „zmartwienie”, bez zbytniego namawiania pomogliśmy z Antkiem postawić koledze w miejscu starej ambony nową, spełniającą warunki bezpiecznego polowania i cichej obserwacji nie tylko żubrów, ale większości zwierząt łownych. Są tu dziki, jelenie, sarny, zapędzają się za nimi wilki i inne drapieżniki łowne. Ambona, zaprojektowana i wykonana w elementach montażowych została przewieziona na miejsce posadowienia i zmontowana z wykorzystaniem niektórych części podstawy. Można się tam z powodzeniem  udać na całonocną zasiadkę, odpocząć w razie potrzeby i pogawędzić z przyjacielem, jeśli jest na to czas i ochota.
Niech służy koledze przez długie lata i przynosi mu wiele łowieckich sukcesów.
Darz Bór!! 
Stara-ambona-na-DzialachPrace-przy-szkielecie-podlogiMontaz-konstrukcji-sciennych
Stan-surowy-zamknietyGotowa-po-konserwacji        Na drodze do Zawozu

Kwi 09 2015

Przyjemne z pożytecznym

Na Laworcie rodzinnieAtrakcyjność naszego bieszczadzkiego obwodu 210pk zna każdy, kto umiejętnie łączy pasje łowieckie z obowiązkami rodzinnymi tak, jak to czyni wielu naszych kolegów, przyjeżdżających z odległego Krakowa w dowolnej porze roku. Do atrakcyjnych miejsc, odwiedzając które możemy poznać cząstkę historii tych ziem i przewentylować płuca świeżym, górskim powietrzem zaliczyć trzeba: Zespół Elektrowni Wodnych Solina-Myczkowce, Ośrodek Narciarski „Laworta” w Ustrzykach Dolnych, Zagroda Żubrów w Mucznem, Sanok, przez który przejeżdża każdy, lecz mało kto poznał niezwykle cenną ekspozycję ikon i Galerię Malarstwa Beksińskiego w Muzeum Historycznym, sanocki Skansen, z unikalną architekturą Rynku Galicyjskiego, Muzeum I wojny światowej w Jabłonkach, Muzeum Przyrodniczo-Łowieckie w Ustrzykach itd. Jadąc przez Lesko warto wstąpić do zabytkowej Synagogi, w której od wiosny do jesieni czynna jest wystawa bieszczadzkich twórców, mająca charakter reprezentatywnego przeglądu malarstwa, rzeźby, rękodzieła artystycznego i unikalnych wyrobów jubilerskich, gdzie można kupić coś na pamiątkę i zapoznać się dorobkiem twórczym artystów bieszczadzkiego regionu.
Jadąc z Sanoka w kierunku Leska przez Załuż, na chwilę można zatrzymać się na przydrożnym parkingu kilometr za tą miejscowością, gdzie na stromym wzgórzu, tuż nad Sanem znajdują się ruiny Zamku Kmity, miejscowego średniowiecznego „zabijaki”, o którym krążą liczne, lokakne legendy. Jest tam taras widokowy skierowany na Lesko i pradolinę rzeki San z widokiem na południowo-zachodnią część Bieszczad. Można tu ugasić pragnienie i posilić się daniami z grilla w czynnym w okresie turystycznym bufecie. U podnóża tego wzniesienia zachowało się rumowisko jednego z licznych na tym terenie bunkrów Linii Mołotowa – żelbetonowych umocnień obronnych, wybudowanych po zajęciu części Rzeczpospolitej 17 września 1939 roku i wysadzonych w powietrze po napaści Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 roku. Wzdłuż trasy Sanok – Załuż jest ich kilka. Jadąc z Załuża w kierunku Przemyśla przez serpentyny Gór Słonnych, za miejscowością Wujskie, po pokonaniu kilkunastu ostrych zakrętów jest zjazd w prawo na parking, przy którym usytuowano platformę widokową z zaznaczonymi i opisanymi kierunkami widocznych na rozległym horyzoncie bieszczadzkich szczytów i pasm górskich. Za Załużem, w miejscowości Łukawica jest droga do Bezmiechowej, w której funkcjonuje lotnisko górskie, będące własnością Politechnik Warszawskiej i Rzeszowskiej, gdzie ewolucje lotnicze szybowników i paralotniarzy zapierają dech w piersiach. To naprawdę warto zobaczyć w pogodny, „lotny” dzień tego unikalnego, działającego od czasów międzywojennych lotniska. Organizowane są tutaj letnie turnusy podstawowego szkolenia dla paralotniarzy i szybowników. Nieco oddaloną jest najbardziej oryginalna bieszczadzka atrakcja, czyli Kolejka Bieszczadzka, wąskotorówka, której początki sięgają II połowy XIX wieku. Trzeba dojechać do Cisnej, a stamtąd krętą żelazną drogą, przełożoną wzdłuż bieszczadzkich potoków, przez liczne mosty o niecodziennej, pięknej konstrukcji przebyć trasę wycieczkową z licznymi niespodziankami. To tylko niektóre propozycje, mogące służyć planowaniu docelowych, lub pośrednich tras wycieczkowych.
W okresie wakacji, a także zimą, umiejętnie łączy polowanie z aktywnym wypoczynkiem Kol. Andrzej Biernat, który w tym roku, w czasie ferii zimowych przyjechał tutaj z całą rodziną: małżonką Jadwigą, córką Kasią i dwiema uroczymi wnuczkami, Małgosią i Natalką, które od dwóch lat uprawiają narciarstwo zjazdowe. Idzie im świetnie. Na szczycie Laworty, patrząc od strony podnóża amatorzy nart wyglądają jak mróweczki, ale ta wysokość nie przeraża żadnej z dziewcząt. Szusują po stoku z młodzieńczą fantazją po kilkanaście razy w ciągu każdego przedpołudnia.    W dzień kibicowanie wnuczkom w ich narciarskiej edukacji, zwiedzanie okolicznych atrakcji turystycznych i spędzanie czasu w rodzinnym gronie, wieczorem zasiadki w łowisku. Z ustrzyckiej „Laworty” i wypadu do Mucznego przedstawiam kilka zdjęć, przysłanych przez Andrzeja. Wiosną i latem, kiedy dzień jest długi, czas polowań uzupełniany jest pracą w łowisku. Najczęściej są to remonty istniejących, lub budowa nowych urządzeń łowieckich. Inaczej mówiąc, jest tutaj coś dla ciała i ducha. Potrzebna jest odrobina chęci, aby aktywnie i pożytecznie spędzić czas w łowisku, do którego przecież jeździmy z wielką ochotą.
Przed wyciągiem na szczyt trasyW przerwie pomiędzy szusamiW Mucznem przed zagrodą
Żubry na karmiskuW Mucznem na tarasie widokowymW sanockim Skansenie

Mar 02 2015

Ostatnie dokarmianie

Karmisko na Dudy PoluDzisiejszy dzień poświęciłem na dokarmianie zwierzyny w dwóch sektorach: na Dudy Polu i w Rynku. W zasadzie brak śniegu i odsłonięte ostrężyny stwarzają komfort zwierzynie płowej w dostępie do żeru soczystego. Biedy nie ma. Jest sporo tropów jeleni i wszędzie tam, gdzie są spotykane towarzyszą im wilki. To nie jest ozdoba bieszczadzkiej kniei. To jest plaga!! Najwyższy czas zacząć planowe pozyskanie z pożytkiem dla kopytnych i rolników, którym wilki wyrządzają dotkliwe szkody. Płacimy za to wszyscy, ale hodowców owiec i bydła to nie urządza. Nas też. Już nawet psy we wsiach nie szczekają tak często, jak wtedy, kiedy wilków było mniej, bo teraz jest ich mniej niż wilków. Poszły na wilczą przystawkę przed daniem głównym. Drugą plagą, generującą  wymierne szkody naszemu kołu są żubry. Dla jasności, nie mamy nic przeciwko ich bytowaniu w naszych łowiskach. Ale „dzięki” nim wszystko to, co jest wykładane na Horodku, Dudy Polu, Rynku, Studennem i na innych karmiskach dla dzików i zwierzyny płowej jest błyskawicznie zżerane przez króla naszych puszcz. Ale tych królów w Bieszczadach mamy już ponad dwieścieJedyne "dobrodziejstwo" - nawóz!. A w naszym obwodzie jest ich kilkanaście. Oceniam, że 80% karmy treściwej i soczystej, jaką wykładamy na karmiskach zaspokaja  potrzeby tych olbrzymich ssaków. I jakoś nie możemy dobić się tego, aby otrzymywać rzeczowe, lub finansowe wsparcie na zakup odpowiedniej karmy dla żubrów. Poletko na Rynku, na którym był owies z wsiewką rzepy jest zdeptane przez żubry do tego stopnia, że wygląda jak przejściu brony talerzowej. Jedyny pożytek to chyba ten, że jest częściowo uszlachetnione obornikiem, bo łajniaków jest tam tyle samo, co bulw rzepy.
Było to chyba ostatnie dokarmianie w tym, kończącym się roku gospodarczym, bo prognoza długoterminowa nie straszy nas zimą, chociaż w kalendarzu mamy jej jeszcze trzy tygodnie. A więc – aby do wiosny!!
Karmisko w RajskiemKukurydza na karmisku w RynkuSprawiedliwy podział: żubrom rzepa, myśliwym g...

Gru 14 2013

Niedźwiedzi urodzaj

Po dzisiejMaluszek z mamusiąszych odwiedzinach w sektorze siódmym na Horodku Dolnym odniosłem wrażenie, że czego, jak czego, ale niedźwiedzi naprawdę nam nie brakuje. Bogactwo tropów: od malca z matką, po samotnika o rozmiarze podeszwy przedniej łapy równym mojemu filcakowi. Tropy były wszędzie; trzydzieści metrów od ambony, na karmisku dla dzików i płowej, na poletkach i w rejonie pasieki Witka. Świeżutkie, niemal ciepłe. A więc, misie jeszcze nie śpią. Pobliski Otryt, największy bieszczadzki niedźwiedzi matecznik rozprzestrzenia ich nadmiar na sąsiednie tereny, ciche i spokojne, więc na Horodku miejsce w sam raz. Tyle tropów nie widziałem nigdy, chociaż spotykałem je kilkakrotnie, w różnych miejscach obwodu. I gdyby rzecz ująć statystycznie, to – sądząc po liczbie napotkanych odcisków łap –  w obwodzie mamy najwięcej niedźwiedzi (tropy trzech sztuk w rNa karmisku óżnych miejscach) i po jednym żubra, jelenia i sarny. A to, zgodnie z góralską filozofią ks. prof. Józefa Tischnera „…gówno prawda”, bo jeszcze nie jest tak źle. Ale dobrze też nie jest, bo to, co wykładamy dla jeleni, saren i dzików, w większości wykorzystują żubry i niedźwiedzie, które – jako wszystkożerne, nie gardzą kukurydzą i burakami nie tylko na Horodku, ale także na Studennem, Dudy Polu i wielu innych miejscach również. I dopóki nie zapadną w zimowy sen, będzie tak, jak jest teraz. A potem pozostaną tylko żubry, i też będzie do bani, bo te żarłoki, znając miejsca karmiskowe zeżrą wszystko, dla innej zwierzyny nie pozostawiając nic. Musimy znaleźć rozwiązanie, rzeczowo wspierające nasze wysiłki w dziedzinie zimowego dokarmiania, bo misiaczki i żubry puszczą nas z torbami. W wielu miejscach ostatni huragan powalił wiele dorodnych jesionów. Dwa z nich przegradzają drogę dojazdową do trzech poletek, przy czym jedno tarasuje mostek na potoku i trzeba będzie niebawem tym się zająć.

Numer "43"Przednia lewa? Wykrot po huraganie

Wrz 29 2013

Ambona w Terce

Terka to malTerkaownicza bieszczadzka wioska, położona w dolinie rzeki Solinki, wpadającej nieopodal do Zalewu Solińskiego. Mieszka tu pięcioro myśliwych „Basiora”, bo i Dianę wśród nich mamy od wielu lat. Stromo pod górę w kierunku wschodnim pnie się zrujnowana przez opady droga, wiodąca ku granicom naszego obwodu i czterem ambonom na Rynku i Studennem. Pierwszą z nich jest ambona przy łące Pasławskiego, zbudowana przed laty przez Tomka Biernata po przyjęciu go do koła. Obszerna wewnątrz, ocieplona i wykończona bardzo solidnie chętnie wybierana jest na miejsce nocnych zasiadek, bo zwierzyny tu sporo i przeważnie coś się dzieje. Do granicy z OHZ-tem Nadleśnictwa Baligród jest stąd kilkaset metrów. Wędrujące stada żubrów i jelenie chmary są tu normalnym, codziennym, cieszącym oko widokiem.
Przy okazji remontu tej ambony zasiadał na niej Andrzej. Fragment tego, co można zobaczyć w czasie jednej tylko zasiadki, jeszcze przed zapadnięciem zmroku przedstawiają wykonane przez niego zdjęcia. I chociaż nic nie pozyskał, to oko nacieszył… A przede wszystkim wrócił do Krakowa w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
Ambona w Terce "w remoncie"cieŁaweczka balkonowa"Salonik" czatowni
Widok z ambonyŻybry "sąsiada"Jelenie "nasze"

 

 

Lut 18 2013

Wilcze tropy

Numer buta: 13cmWybrałem się z soboty na niedzielę na ambonę „pomieszkać” trochę, bo nie czyniłem tego rok cały z okładem. Pogoda sprzyjała, było minus dwa stopnie, prawie bezwietrznie i do północy trochę księżyca przed pierwszą kwadrą. W zasadzie nic ciekawego się nie wydarzyło, bo cały teren Horodka zdeptały wilki i to chyba one wypłoszyły wszystko, co zwykle na HoroLizawkadku bywa. Uzupełniłem więc sól w lizawce, rozsiałem na buchtowiskach trochę kukurydzy i zanęciłem lisy suchą karmą. Wilcza wataha pozostawiła odciśnięte w śniegu wyraźne tropy, z których największy liczył 13 centymetrów, bo tyle mają kluczyki samochodowe z breloczkiem. Przez poletka przeszedł gruby dzik, ale przeoranych kartofli nie tknął. Żubry, jak zwykle pokręciły się w pobliżu ambony pozostawiając olbrzymie odciski racic, zdemolowały koryto z solą i poszły gdzieś do swojej ostoi. Tylko olbrzymia sowa, wabiona w nocy piskiem myszy krążyła w pobliżu  przysiadając na barierce ambony i zabawnie kręcąc głową starała się zlokalizować źródło popiskiwania. I nic więcej się nie wydarzyło, a to, co napisane zostało na śniegu, dokumentują prezentowane zdjęcia.
Trop pojedynkaDSC01104    Koński ząb na ząb

Kwi 26 2012

Żubry pod amboną!!

25 kwietnia rozpocząłem prace uprawowe na „moich” poletkach łowieckich. Żyto kępkowe zostało zasilone saletrą amonową i polifoską. Uprawa zapowiada się nieźle, ale nie przeżyje, jak sądzę, początkowej fazy wegetacji. Dlaczego? Dlatego, że sąsiadującymi ze sobą trzema poletkami zawładnęło stado żubrów: dwa byki i cztery krowy. Dwanaście arów żyta to dla sześciu żarłoków popas na dwa dni. Widać to zresztą po zgryzionych kępkach. Z drugiej strony, poletka są po to, aby trzymać zwierzynę z dala od pól. Będzie jednak tak, że żubry skoszą nam żyto i inne uprawy na poletkach, a jelenie zniszczą uprawy rolne na chłopskich polach. Trzeba będzie zgłaszać chyba żubrze szkody w naszej gospodarce poletkowej do Nadleśnictwa. Nic zapewne z tego nie wyjdzie, ale –  być może – otrzymamy jakąś dotację na karmę dla tych skądinąd wspaniałych zwierząt. Lizawka korytkowa, wypucowana żubrzymi jęzorami została uzupełniona; zobaczymy, na jak długo wystarczy tych kilkunastu kilogramów soli w kamiennych bryłach. Na orance, przygotowanej pod zasiew lucerny widoczne są olbrzymie legowiska, a oznaki dobrego żubrzego apetytu, pozostawione wokół miejsc bytowania wyglądają jak sporych rozmiarów kretowiny. Jutro jadę do prac na dwa dni z noclegiem na ambonie i mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć tego, autentycznie największego ssaka naszych polskich lasów.

      

      

Mar 09 2012

Żubry i inne osobliwości

Dzisiejszy dzień obfitował zupełnie nieoczekiwanie w spotkania, których zupełnie nie przewidywałem, wybierając się do obwodu na prace związane z zimowym dokarmianiem. Pogoda była wspaniała, lekki przymrozek z rana, ale słonecznie i bez dokuczliwego wiatru. Zgłosiłem się do gospodarza, ale go nie zastałem. Zatelefonował po jakimś czasie i oznajmił coś, w co trudno było uwierzyć. W samo południe, w sąsiedztwie kościoła w Werlasie, na zupełnie otwartej przestrzeni stoi stado żubrów. Wsiadłem w samochód i pojechałem we wskazane miejsce. Rzeczywiście, na pustym, lekko ośnieżonym grzbiecie z odkrytymi tu i ówdzie zeschłymi trawami stało majestatycznie w odległości około 200 metrów sześć żubrów; cztery byki i dwie krowy. Patrzyły w naszą stronę, bo oprócz mnie przybiegło tam kilka innych osób, pierwszy raz, podobnie jak ja obserwujących żubry na swobodzie. Wykorzystując ukształtowanie terenu udało mi się podejść stado na odległość około 80 metrów. Słyszały moje podejście po zaskorupiałym śniegu i wszystkie zwróciły się w moją stronę. Wykonane zdjęcia nie są najlepsze, bo słońce było prawie naprzeciwko, aparat do zdjęć rodzinnych raczej, ale na dużych powiększeniach widać co nieco. Widok w naturze przepiękny. Podobno w okolicach Horodka, Werlasu i Zawozia mamy 20 sztuk tych przepięknych zwierząt. Nie wiem – dobrze to, czy źle? Bo żubr i jeleń to antagoniści i razem w łowisku bytować nie potrafią, jak twierdzą znawcy. Zostaną, według opinii miejscowych na stałe w tej części obwodu i warto będzie śledzić ich bytowanie w terenie i ich oddziaływanie na otoczenie.
U Witka spotkałem też kol. Tomka Pasławskiego, niezmordowanego zbieracza zrzutów. Przyniósł z dzisiejszego obchodu po sobie znanych rewirach zrzut dwunastaka, ale tylko jedną tykę. Wczoraj natomiast znalazł parę tyk dwudwudziestaka, o wadze prawie 8,5 kilogramów. Pojechałem po południu do Terki, aby to obejrzeć, bo taka gratka nie zdarza się często. Zdjęcia nie oddają ani formy poroża, ani potęgi byka, który je nosił. W ubiegłym roku był dwudziestakiem, bo zrzuty również zostały znalezione, a forma poroża świadczy, że to ten sam byk. A więc rozwija się jeszcze i mężnieje. Zobaczymy, co będzie za rok, bo Tomek z pewnością spenetruje cały obwód, aby odnaleźć kolejną byczą zgubę. Dokarmianie się zupełnie nie udało. Chcąc dojechać na Horodek poślizgnąłem się na pierwszym, niezbyt nawet stromym zjeździe i zdecydowałem wycofać się z próby dojazdu do karmisk i buchtowisk, bo drogę pokrywał lód i droga była możliwa do pokonania jedynie przez pojazdy gąsienicowe. Niestety, niektóre karmiska usytuowane są w miejscach, do których zimą dojechać nie sposób, a kilkukilometrowe dojście z bagażem karmy na grzbiecie jest praktycznie mało prawdopodobne, co sprawdziłem próbując przejść z workiem granulowanej karmy dla zwierzyny kilkadziesiąt metrów.  Skończyło się to wszystko ogniskiem na werlaskim wypale, kiełbaską na patyku i powrotem do domu. A po drodze, spotkałem na Polankach żerującą na gołym zboczu chmarę jeleni, rozbitą na kilka pomniejszych, w sumie około 20 sztuk. Były daleko i nie było sensu wyciągać aparatu. Tak więc, chociaż zamiar dokarmiania nie został wykonany, dzień obfitował w obserwacje i zdarzenia, których nie doświadczamy na co dzień.