Z szacunkiem o
dnoszę się do ludzi z pasją i niezłomnych. Te dwie cechy łączy w sobie kol. Wojtek Kasprzycki, członek mojego Koła, który oprócz łowiectwa uprawia to, czego mu naprawdę zazdroszczę. Jest paralotniarzem i lata na „szmacie”, jak mówią zazdrośnicy. Jest to specjalna konstrukcja spadochronu, który po rozwinięciu (postawieniu), pchany śmigłem wznosi się, a nie opada jak zwykły spadochron, wytwarzając siłę nośną, pozwalającą na osiąganie niezłych pułapów i pokonywanie sporych odległości. Ma dobry sprzęt, nienagannie utrzymany i w wolnych chwilach, czy to lato, czy zima lustruje okolice Opatowa, gdzie mieszka. W pobliżu jego prywatnego pola wzlotów i lądowiska zadomowiła się liszka, która tak przyzwyczaiła się do towarzystwa Wojtka, że kibicuje mu podczas przygotowań do startu, a bywało, że widownię tworzyła cała lisia rodzinka.
Zdarzyło się kiedyś, że znalazł Wojtek myszołowa ze zdruzgotanym skrzydłem. Zabrał go do siebie, unieruchomił złamanie i stworzył możliwie dobre warunki dla rekonwalescencji. Ale prześwietlenie wykazało, że sprawa jest skomplikowana i potrzebna jest szybka interwencja chirurga. Kości złożono, usztywniono wciśniętym drutem i na tyle to wszystko pomogło, że się zrosły. Rana się wygoiła, ale ptak pozostał nielotem. Żałuje, że oddał go później do ochronki dla ko
ntuzjowanych ptaków, gdzie niby ma dobrze, ale u niego miałby lepiej. To dumny łowca. Nigdy nie prosił o żer. Podany kawałek kurczaka obserwował z daleka, a potem z doskoku, podfruwając chwytał zdobycz jak na swobodzie i pożerał w skupieniu w zacisznym miejscu swojej woliery. Dziwne to trochę, bo lata ten, któremu ewolucja nie dała skrzydeł, a uziemiony został ptak, władca przestworzy, niemogący wykorzystać tego, do czego stworzyła go natura.
O niezłomności Wojtka, wykazanej w czasie jego kilkuletnich zmagań w dochodzeniu sprawiedliwości w sprawie, która na kilka lat wyeliminowała go z życia Koła, napiszę zapewne w innym wpisie, bo rysuje się ku temu stosowniejsza okazja.
Pozdrawiając Wojtka zachęcam wszystkich, którzy mają podobne pasje do e-mailowego kontaktu poprzez pocztę:
[email protected]








W środę i piątek (3 i 5 sierpnia)
sztywną konstrukcję, zapewniającą właściwą stabilność pomieszczeniu czatowni. W piątek wykonaliśmy drabinę i czekaliśmy na Witk
a, który przyjechał swoim ciągnikiem leśnym z wyciągarką, bez której podniesienie ambony byłoby niemożliwe. Ustaliliśmy sposób postawienia do pionu całej konstrukcji i rozpoczęliśmy przygotowania do tej najtrudniejszej i skomplikowanej operacji. Gdyby zawiodła wyciągarka, pękła lina lub wystąpiły inne, nieprzewidziane okoliczności, np. błąd operatora wyciągarki, ambona rozbiłaby się upadając na ziemię. Ale Witek i jego sprzęt nie zawiodły. Sama operacja
postawienia ambony z pozycji przechylonej do pionu trwała mniej niż minutę! Wkopaliśmy następnie betonowe szczudła i wywierciliśmy wkrętarką otwory w słupach pod śruby mocujące.
Spoziomowaliśmy całość konstrukcji i w zasadzie na tym zakończyliśmy o 20.10 pracę. W sobotę dokończono zasypywanie wykopów i uporządkowano plac budowy. Całość prezentuje się bardzo dobrze, chociaż moja ocena, jako odpowiedzialnego za cały proces budowy nie jest miarodajna. Do całkowitego zakończenia prac pozostało wprawić ruchomą część okien, wykonać drzwi i umocować drabinę.

