Zniknęły z pól owoce rolniczego trudu, tak chętnie podkradane przez dziki i inną zwierzynę leśną w okresie jej wegetacji i dojrzewania. Tu i ówdzie rudzieją jeszcze łany kukurydzy, dojrzewające na pniu do zbioru na ziarno. I chociaż głód jeszcze zwierzynie nie doskwiera, bo w lasach sporo jest dzikich sadów, owoców leśnych, pędraków i traw, którymi posilić się można, zawczasu przygotować trzeba miejsca, do których zwierzynę można zwabić, ocenić, policzyć, a przede wszystkim dać jej możliwość uzupełnienia jej naturalnego pożywienia. Takimi miejscami są karmiska, przygotowane jako dzicze buchtowiska, w których dziki wyszukują pod skibą przeoraną kukurydzę, bulwy ziemniaków, buraków i ziaren zbóż, czyli karmę soczystą i treściwą, potrzebną w czasie zimowego niedostatku. Na karmiskach zwierzyny się nie pozyskuje, a obserwuje, ocenia jej kondycję i liczebność. Są one zakładane w pobliżu utrwalonych ścieżek, po których przechodzi ona w inne obszary leśne, z dala od pól, w pobliżu ich ostoi i miejsc dziennego bytowania.
Pod ambonami zakłada się nęciska, różniące się od karmisk tym, że tam zwierzynę można pozyskiwać, po wcześniejszym wyselekcjonowaniu odpowiedniej sztuki, na którą ma się zezwolenie. Eliminuje się w ten sposób sztuki słabe, odpowiedniej płci i te, które nie gwarantują odpowiedniego sukcesu rozrodczego, czyli selekcyjne. Mało kto wie, że u saren występuje bardzo często ciąża mnoga, efektem czego są narodziny sarnich dwojaczków, a nawet trojaczków. Matka nie jest w stanie wyżywić tak mnogie potomstwo i zwykle najsilniejsze z rodzeństwa korzysta najczęściej z matczynego pokarmu, a pozostałe sporadycznie i w niewielkich ilościach. Jeżeli do grudnia, bo tak długo matka je dokarmia, nie osiągną one masy 12 kilogramów, będą cherlawe, słabe i najpewniej zimy nie przeżyją, stając się łupem drapieżników. Wiosną zaś, jeśli do niej dożyją staną się obiektem ataków strzykacza jeleniego, owada, który wykorzystując słabość koźlęcia wstrzykuje mu w czasie odpoczynku w okolice nozdrzy lepkie jaja, z których wylęgają się larwy, wędrujące do dróg oddechowych zwierzęcia i żerujące na jego błonach śluzowych, w zatokach nosowych, oskrzelach i tchawicy. Wywołuje to stały niepokój w postaci dziwnego zachowania się w czasie żerowania, prychania, podskoków i gwałtownych krótkich ucieczek. To nie są młodzieńcze zabawy saren, a objaw zarobaczenia larwami strzykacza. Energia z pokarmu rozchodowywana jest nie na wzrost i rozwój, a na nieskuteczne wydalenie larw, zapełniających drogi oddechowe. Rolą myśliwego jest wyeliminować takie słabe sztuki z łowiska poprzez ich odstrzelenie, a w przypadku trojaczków odpowiednio wczesne pozyskanie najsłabszej sztuki, a nawet dwóch. W przeciwnym wypadku cała trójka zimy nie przeżyje. Brzmi to może okrutnie, ale jest to jeden z łowieckich zabiegów hodowlanych, prowadzących do wzmocnienia danego gatunku. W swojej myśliwskiej trzydziestopięcioletniej praktyce z nozdrzy pozyskanych rogaczy, w czasie preparowania parostków usuwałem ponad sześćdziesiąt sztuk białych larw, niewiele mniejszych od pędraka chrabąszcza majowego. Wiedzą o tym myśliwi i dla nich nie jest to żadna ciekawostka. Ale wiedzieć o tym powinni również ci, którzy stając w obronie zwierzyny chętniej odstrzeliliby myśliwego, niż stojącą w obliczu śmierci sarnę.