Archiwum kategorii: Aktualności

Wrz 14 2014

XVI Rykowisko Galicyjskie

Dawno już prKol. Wiesław Górski - przewodniczący konkursu wyceny trofeówzebrzmiały echa rogów myśliwskich XVI Rykowiska Galicyjskiego, rokrocznie organizowanego w Zagórzu k. Sanoka przez miejscowy Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury i Sportu przy wsparciu Krośnieńskiej Okręgowej Rady Łowieckiej i Zarządu Okręgowego PZŁ oraz Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. Głównym animatorem i twórcą programu każdej imprezy jest niestrudzony Juliusz Pałasiewicz – prezes zagórskiego Koła Łowieckiego „Świstak” i jednocześnie pracownik wspomnianego Ośrodka Kultury i Sportu. Do żelaznego programu „Rykowiska…” należą stałe konkursy, wśród których najważniejszym są „Otwarte mistrzostwa Galicji w naśladowaniu głosu jelenia”. Oprócz tego chętni sprawdzają się w strzelaniu z broni pneumatycznej, oceniają wiek jeleni na podstawie uzębienia, trąbią na sygnałówkach i rogach myśliwskich, prezentują swoje psy myśliwskie, nalewki według własnych receptur i zachwalają swój myśliwski bigos.
Zabawa ma odpowiednią oprawę muzyczną, a wszystko odbywa się w wesołej, nieskrępowanej atmosferze pod skoczniami w zagórskim Zakuciu. Tegoroczne, XVI już  „Rykowisko Galicyjskie” odbyło się 31 sierpnia, a historię tej imprezy będzie można poznać z książki i filmu, których promocja odbędzie się 18 października w budynku MGOKiS w Zagórzu.
Autorem prezentowanych zdjęć jest Kol. Adam Jakubowicz, któremu dziękuję za ich udostępnienie.
Najmłodsi zwycięzcy konkursu strzeleckiegoRodzimy folklor na scenieLaureaci konkursu wyceny trofeów

Sie 16 2014

XXI Zawody Rodzin Wędkujących BARTOSZÓW 2014

Wczoraj w Zwycięska drużyna RączkówBartoszowie odbyły się XXI Zawody Rodzin Wędkujących. Na starcie stanęło 12 zespołów Okręgu Krośnieńskiego, a organizatorem było jak zwykle, Koło PZW Rymanów. Tym razem reprezentacja licznych wędkarzy Woźnych, przy nieobecności syna Roberta doznała dotkliwej porażki, zajmując odległe  VI miejsce (1850 punktów). Popełniliśmy zbyt wiele błędów nastawiając się na „grubą rybę”; tymczasem punktowała drobnica, której nasza kapitan złowiła więcej niż ja i wspomagający nas szwagier Poldek, ale wystarczyło to do zajęcia odległego, zaledwie szóstego miejsca.
Zwyciężyła renomowana „firma”, rodzina Rączków z Koła Nr 3 w Sanoku (4775), wyprzedzając rodziny Teleszów (2955) i Sołtysików (2900) z Koła Rymanów. Spotkaniu wędkarzy towarzyszyła jak zwykle, rodzinna, przyjacielska atmosfera, zakończona wręczeniem pucharów, nagród rzeczowych i tradycyjnym ogniskiem z pieczeniem doskonałych rymanowskich kiełbasek.
Puchary i nagrody organizatoraNa chwilę przed zawodami. Kapitan Krystyna na stanowiskuNa osłodę drobny upominek rzeczowy

Sie 04 2014

Pracowicie w łowisku

Wzmacniana skarpa leśnej drogiPoprawa pogody pozwoliła na sobotni wypad do łowiska, od dłuższego czasu odciętego od świata robotami na przepustach potoków, przecinających jedyną drogę dojazdową na Horodek. Likwidacja osuwisk jest kosztowna i czasochłonna. A innego dojazdu nie ma, więc to, co należało zrobić miesiąc wcześniej, musiało być odłożone w czasie. Droga prowadząca do ambony jest jak gąbka; grząska, mokra, śliska i przeorana głębokimi, wypełnionymi wodą koleinami po ostatnim przejeździe ciągnika, wykonującego koszenie poletek. Na solidną, kosztowną naprawę drogi nie stać by było nawet bogate koło, więc radzić sobie trzeba półśrodkami, umożliwiającymi transport terenówką karmy, soli i innych materiałów, pozwalających utrzymać właściwy poziom gospodarowania i których na plecach przenieść się nie da. Na buchtowisku wyłożyłem około 50 kilo ziemniaków, których wcześniej podana, podobna objętościowo porcja zniknęła za sprawką żubrów i niedźwiedzi zadziwiająco szybko. Dziki wyniosły się gdzieś za sprawką kilkunastu wilków i trzech niedźwiedzi, stałych bywalców Horodka Dolnego. Żubry przewróciły takżeEfekt działania gzów i tarniny lizawkę, czochrając się o jej jesionowy pień. Trzeba było wkopać ją ponownie, a naprawa okazała się z konieczności prowizoryczna, bo mój leśny składzik narzędzi został odnaleziony przez jakiegoś grzybiarza-kolekcjonera i szpadel zginął bezpowrotnie, wzbogacając kolekcję rzeczy znalezionych, czyli po prostu skradzionych. Leszczyna rozrosła się na kierunkach możliwego strzału z ambony i trzeba było ją mocno przetrzebić. Z leszczynowych gałęzi wiązałem faszynowe, długie na kilka metrów wiązki i umieszczałem je w nasiąkniętych wodą koleinach mając nadzieję, że pozwoli to na jaki taki, bezpieczny dojazd do buchtowisk i poletek.  A gzy cięły niemiłosiernie, tarnina i jeżyny raniły ręce do krwi, czyniąc wysiłek włożony w wykonanie zaplanowanych prac cennym tym bardziej, że pracę wykonywałem w 33-stopniowym upale z niewielką możliwością regeneracji ubywających szybko sił.
Ziemnaczane danie na nęciskuPrzewrócona przez żubry lizawkaLizawka po naprawie
Faszynowe wiązkiGłębokie błotne koleinyKoleina wypełniona faszyną

Lip 18 2014

Stan surowy zamknięty. Ambona „Myrty”

Podstawa ambonyPomimo pogodowych perturbacji, opóźniających prace przy budowie nowej ambony w obwodzie bieszczadzkim osiągnęliśmy wczoraj tzw. stan surowy – zamknięty. Konstrukcja czatowni, wykonana w elementach i zmontowana kontrolnie będzie w najbliższym czasie ocieplona i oszalowana, a następnie zmontowana powtórnie na ambonowej podłodze i podniesiona do pionu za pomocą wyciągarki ciągnikowej. Sądzę, że jeśli nie będzie pogodowych kataklizmów, podobnych tym, jakie towarzyszyły nam w maju i czerwcu,Czatownia - stan surowy ambona będzie gotowa końcem lipca. Budową podstawy ambony kierował Andrzej Biernat, czatownię wykonałem wspólnie ze stażystą Robertem Myrtą, a do montażu na miejscu posadowienia, czyli w Rajskiem zaprosimy jeszcze kilku naszych kolegów, bo to najbardziej trudny, wymagający sporego wysiłku etap budowy. Zdjęcia przedstawiają zmontowaną czatownię w stanie surowym-zamkniętym i solidną konstrukcję podstawy ambony na miejscu posadowienia. Po całkowitym zakończeniu zadania przedstawię szczegóły budowy wraz z projektem, bo być może ktoś zechce powielić nasz pomysł w swoich łowiskach i przeżyć polowanie w warunkach, zapewniających względny komfort nawet w mroźne, zimowe noce.

Cze 07 2014

Przysmak z ula

Ul wielkopolski korpusowy

Ul wielkopolski korpusowy

Pod takim tytułem w lutowym numerze Braci Łowieckiej dr Aleksandra Czarnewicz – Kamińska zamieściła artykuł, w którym omawia właściwości miodu i doradza, jak sprawdzić jego jakość, jak odpowiednio przechowywać i jak go spożywać,aby wykorzystać wszelkie dobrodziejstwa zawarte w tym zadziwiająco bogatym w różnego rodzaju elementy naturalnym produkcie pszczelim.
Artykuł ten zainspirował mnie do tego, aby spróbować samodzielnie zbudować niewielką pasiekę dla potrzeb własnych i przyjaciół i uruchomić ją w możliwie krótkim terminie. Korzystając z łagodnej i bezśnieżnej zimy wykonałem 12 uli korpusowych wielkopolskich (podstawka, dennica, dwa korpusy gniazdowe, półnadstawka i daszek), przywiozłem z Mazowsza w darze od kolegi Longina dwie rodziny pszczele (Krainka) i 2 kwietnia zasiedliłem nimi dwa pierwsze ule w sąsiedztwie dawnego Dworu Sulimirskich w Zasławiu, gdzie w dworskim parku rośnie kilkadziesiąt wiekowych lip, obsypanych w lipcu kwieciem i zwabiających nektarem pszczoły z całej okolicy. Dokupiłem później trzecią pszczelą rodzinę, a wczoraj zasiedliłem nieopodal kolejnych siedem uli tzw. odkładami, zakupionymi w odległym o 75 kilometrów Jaśle.
Jako myśliwi mamy wielu kolegów hodujących pszczoły. W naszym kole jest ich kilku w obwodziePrzygotowanie do transportu bieszczadzkim, służących radą i pomocą, jeśli takowej będziemy potrzebowali. Bo hodowla pszczół to zajęcie trudne i zagadkowe, wymagające od pszczelarza systematyczności w doglądaniu swojego dobytku, zdolności obserwacji życia w ulu, formułowania prawidłowych wniosków wynikających z tych obserwacji i odpowiedniego, wyprzedzającego reagowania.
Zachęcam wszystkich, dla których pszczoły to „Więcej niż miód” (to tytuł ciekawego, pełnometrażowego filmu o życiu pszczół i ich roli w przyrodzie, emitowanego niedawno w jednym z kanałów komercyjnej telewizji) o spróbowanie swych sił w tej, jakże potrzebnej, lecz ciągle niedocenianej produkcji naturalnego leku, jakim bez wątpienia jest miód.

Rodzinki w samochodzieDwa pierwszePrzegląd 2
W nowej pasieceWsiedlanie 2Siedem w kupie

Maj 26 2014

Remonty i inne prace

Wiosna to doPrzed remontemSłup po remonciebry okres, aby przyjrzeć się istniejącym w obwodzie konstrukcjom łowieckim i naprawić to, co naprawy wymaga. Ambona nad Terką przetrwała łagodną, bezśnieżną zimę i doczekała się remontu. Pisałem o tym jesienią, że jakiś wandal uszkodził jedną z czterech podpór konstrukcji nośnej. Po przygotowaniu odpowiedniej wstawki odcięto uszkodzony fragment słupa, wstawiono nowy, skręcono śrubami i dopasowano jeden z zastrzałów stabilizujących podpory czatowni. Pracę wykonaliśmy we dwójkę, przy czym szefem, posiadającym niezły, ruchomy warsztat  remontowy w swojej vitarze był Andrzej, doświadczony konstruktor urządzeń łowieckich.
Niejako przy okazji swojej bytności w obwodzie wspólnie z Edkiem Wronowskim zbudował ciekLiawka z sarnąawą, dwSuper zwyżka na Modrzewiachuosobową zwyżkę i zainstalował ją w łowisku. Ja natomiast uzupełniłem sól w trzech lizawkach na Horodku Dolnym, przy czym – przy jednej z nich – spotkałem dorodną kozę. Opryskałem herbicydem otoczenie „mojej”  ambony i dwa buchtowiska, które przygotowuję pod przyoranie ziemniaków i kukurydzy. W obwodzie jest sporo zwierzyny płowej, ale kozłów jakoś nie widać. Są również stali bywalcy i amatorzy tego, co wykładamy na karmiskach tj, niedźwiedzie i żubry. Nie widać  wilczych tropów i niechby tak pozostało na dłużej, bo nikt za nimi jakoś tutaj nie tęskni.

Maj 17 2014

Po Walnym – gromy i błyskawice

Mój wpis, zamieszczony miesiąc temu jako refleksja po naszym Walnym wywołał burzę z gromami, której owocem  jest korespondencja mailowa o objętości równej gazetowej kolumnie formatu dawnej Trybuny Ludu. Zaczęło się od nacisków, abym zamieszczony przeze mnie tekst „Już po Walnym” podmienił innym, lub zdjął go ze swojej strony. Odbyło się to metodą stosowaną w „starych dobrych czasach”, nie bezpośrednio, lecz poprzez mojego, od dziesięcioleci dobrego kolegę. Chociaż z obydwoma adwersarzami byłem „na ty”, wyrzekli się nie tylko koleżeńskich związków organizacyjnych ze mną, lecz przeszli na formę „pan”, co – wyłączając groteskowość sytuacji – trochę mnie rozśmieszyło, bo nie spodziewałem się takiego akurat odprysku, spowodowanego moim felietonem. Mądra sentencja zawarta w Sonecie XLIX Wiliama Shakespeare’a:
                         „I chociaż wad widzę w Tobie wiele,
Zabij mnie w złości, l
ecz bądź przyjacielem”
wyblakła na tyle, że stała się przez wielu zupełnie zapomniana. Ale – czy koniecznie musimy czytać klasyków dramatu?
Korespondencja ta utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie umiemy przegrywać, a już na pewno nie potrafimy przyznać się do swoich błędów. Aby usatysfakcjonować jednego z moich adwersarzy zawiesiłem mój tekst na czas trwania wymiany e-maili i poddałem go szczegółowej analizie. Wniosłem kilka drobnych, redakcyjnych poprawek nie zmieniając nic w merytorycznej treści wpisu. Dziś go odblokowałem, będąc w pełni przekonanym, że nie naruszyłem niczyich dóbr osobistych, a moja ocena tego, co wydarzyło się na Walnym i dlaczego tak się stało, dzięki temu, że nie „kopałem leżącego” mieści się w kanonach publicznej, dopuszczalnej w naszym związku krytyki. Rozumiem, że nie wszystkim musi się to podobać. Bo takie mamy wnętrze, że różnimy się w poglądach i  działaniach, a różnice te, właściwie interpretowane i oceniane są najczęściej motorem postępu, gdzie lepsze jest wrogiem dobrego. I z taką sytuacją, mam nadzieję, mamy po naszym Walnym.
Zarzut, że kalam własne gniazdo puszczając w świat złą opinię o kole jest nietrafiony, bo mój wpływ na opinię o tym, jakim jest nasze koło, jest praktycznie zerowy. Ale, jeśli oficjalne pismo, podpisane przez sekretarza koła(?) i zawierające ocenę nas, bieszczadzkich myśliwych jako leni i wygodnisiów trafia do ZO w Krośnie, to nie ja, a ktoś inny opinię o kole kształtuje. Czy wobec tego, że nikt nie przyznaje się do autorstwa tego pisma muszę cytować jego fragment i ujawniać autora tych słów? Jeśli zapytacie w Urzędzie Miasta w Brzesku o opinię na temat koła, to czy jesteście pewni, że odpowiedzą Wam, że opinię tę kształtuje moja strona internetowa? Zapewne nikt o niej tam nie słyszał. A to, że trafi na nią kominiarz, ekonomista, myśliwy z Kołobrzegu czy lekarz na nudnym dyżurze w Pogotowiu Ratunkowym ma taki wpływ na opinię o Kole „Basior”, jak ulewy w Pomorskiem na poziom wód Wisły pod Wawelem. Co najwyżej, ktoś porówna swoje koło do naszego i powie: „nie ma sytuacji idealnych, a u nas jest podobnie, albo jeszcze gorzej”.
Jeśli to, że mamy zaniedbania w gospodarce łowieckiej kilkakrotnie „donosiłem” poprzez sprawozdania z narad w Nadleśnictwie Ustrzyki do zarządów skrupiło się tym, że jedna z kontroli bezlitośnie uwidoczniła te braki i zagroziła w oficjalnym protokóle pokontrolnym cofnięciem umowy dzierżawnej uważacie Koledzy adwersarze kształtowaniem opinii o kole przeze mnie, to gratuluje Wam humoru i dobrego samopoczucia. Rzadkie oblicze demokracji
Ale dość przykładów, których przytaczanie do niczego nie doprowadzi. Tak, jak niczego się nie wytłumaczy „krowie na rowie”, tak „ciężko jest z kretem rozmawiać o tęczy”. Mnie jest w zasadzie wszystko jedno; biorę na siebie rolę krowy i kreta, aby nikt nie oskarżył mnie o naruszenie dóbr osobistych. A opinię o mnie, jako sprytnego lenia, bazującego na tym, że zasłaniam się wiekiem wyrażoną przez „byłego” puszczam mimo uszu, bo to też jest dowód na to, że nie wie, kto, co i w jakim czasie w kole dotychczas wykonał.
Swoje komentarze do obydwu wpisów można wnosić bezpośrednio na stronę, o co proszę odwiedzających moje Wilcze Echa.

Kwi 17 2014

Już po Walnym

Sprawozdanie prezesa12 kwietnia mieliśmy Walne. Było dość ostro, bo Sprawozdanie Komisji Rewizyjnej obnażyło wiele niedostatków naszego działania. Powiedzmy wprost: uwidoczniło wiele błędów Zarządu, a łowczego w szczególności. Chociaż rok temu w sprawozdaniu Komisji Rewizyjnej warunkowo zawnioskowano o udzielenie absolutorium łowczemu, to w tym roku, po obnażeniu podobnych, lub takich samych błędów, wniosek komisji był bezlitosny. Kiedy w tajnym głosowaniu uchwalono, aby absolutorium nie udzielić, stało się jasne, że łowczy „poleci”. I poleciał. Nie będę kopał leżącego, bo ma bliższych sobie kopaczy, ale wydaje się, że część jego winy należy rozłożyć również na pozostałych członków Zarządu. Bo to Zarząd odpowiada za gospodarkę łowiecką, a łowczy organizuje wykonywanie zadań, kontroluje ich realizację i sprawiedliwie rozlicza kolegów odpowiedzialnych za przebieg i efekty tych prac. Tak niestety nie było, bo cóż to za plan prac gospodarczo-hodowlanych, który nie ma pokrycia w zabezpieczeniu materiałowo-finansowym. Kilku myśliwych, wykonujących prace na poletkach własnym sprzętem od dwóch lat bezskutecznie domaga się zwrotu należności za paliwo. O wszystko trzeba się prosić. Pieniędzy wystarcza jedynie na ruchy pozorne, na byle jaką obróbkę poletek, na namiastkowe ilości karmy treściwej na zimę, kupowanej zwykle za późno i po zwyżkujących cenach. Efekt tego jest taki, że wykładamy karmę wtedy, kiedy zwierzyna przeszła do obwodów sąsiednich, gdzie karma wykładana jest stale, nawet w okresie letnim w ilościach niejednokrotnie kilkadziesiąt razy przewyższających nasze zapasy. Dlaczego dzieje się tak, że w gospodarkę łowiecką wkładamy niewielką cząstkę tego, co z niej czerpiemy? W jaki sposób łowczy może sprawować nadzór nad gospodarką, jeśli w obwodzie bieszczadzkim był jedynie dwa razy w całym roku gospodarczym? Na rykowisku i na uroczystym polowaniu z okazji 20-lecia Koła! Łowczy to „hetman polny”, zarządca obwodu, którego miejsce jest w terenie. To ktoś, kto potrafi dostrzec, ocenić, odpowiednio zareagować i pomóc w przypadku, gdy sprawa tego wymaga. Zarządzanie ludźmi i problemami w kole łowieckim nie da się sprowadzić do działań opartych na wojskowych regulaminach. Ludzi trzeba cenić i szanować, a nie porównywać ich do leniuchów za to, że korzystają z praw uchwalonych przez wyższe, niż Zarząd Koła instytucje. Inicjatywy kolegów należy wspomagać na zasadzie partnerstwa: „my to, a wy tamto”. Nie może być tak, że przegniły nam ambony w obwodzie bieszczadzkim i część z nich jest w stanie ruiny, a na Walnym nie było ani jednego głosu oceniającego ten stan rzeczy. Więcej dyskusji było na temat remontu „Basiorówki” i jej ogrodzenia (20 tys. złotych!). A na remonty w obwodzie 210 przeznaczono, o ile dobrze pomnę dwadzieścia razy mniej. To wynika z planu finansowego skarbnika, bo łowczy planu prac gospodarczych nie przedstawił. A powinien to być dokument, nad którym łowczy i skarbnik powinni posiedzieć parę godzin, aby dokładnie zaplanować to, co zaplanować można. I nie mówcie, że nie można, bo nikt inny lepiej, niż Wy, wojskowi przecież, w poważnych stopniach na pagonach wiecie, jakie elementy powinien zawierać dobrze opracowany plan działania. To przede wszystkim cel, zabezpieczenie materiałowo-techniczne, mające pokrycie finansowe i czynnik ludzki, czyli kto i w jakim czasie ma to zadanie wykonać. Nasze działania nie mogą opierać się na wiecznej improwizacji na zasadzie: stażyście zasugerujemy, by zbudował ambonę za własne pieniądze, na remont ambony żerdzie i materiał trzeba „zdobyć”, poletko obrobić za „frico”, a z karmy najlepiej zrezygnować. A jeśli już ją kupiliśmy, to zamknąć na kłódkę itd.  Zwierzyna nie „wpie..oli perzu, jak będzie zgryzała rzepak” i „żerdzie bukowe” (!?)  nie są tańsze od iglastych, bo takiego asortymentu w lesie nie ma! Szczątki włosów na mojej siwej łepetynie dęba stają, gdy słyszy się takie określenia!
Nowy łowczy nie wie zapewne, jaki wziął na siebie ogrom zadań, związanych z kierowaniem gospodNa sali obradarką łowiecką w dwóch, odległych od siebie o ponad 200 kilometrów obwodach. Życzę mu, aby się tych zadań nie przestraszył już na etapie przyjmowania obowiązków od poprzedniego łowczego. Pomagać mu w tym będzie jeden z najlepiej znających problemy gospodarki łowieckiej w kole myśliwy. Życzę mu, aby nie przeistoczył się nagle w „mistrza świata” w dziedzinie wiedzy dot. gospodarki łowieckiej.  I niech nie upraszcza spraw i problemów, tylko stawia sobie i nam ambitne zadania i dalekosiężne cele. Bo lepiej jest, gdy coś się nie do końca uda, niż to, że żadnych celów się nie osiągnie, bo ich po prostu nie było.

Gratuluję Ci, Kolego Czesławie z okazji wyboru na tę, najważniejszą w Kole funkcję i zapewniam, że masz moje poparcie i pomoc, jeśli takowej będziesz pragnął.     Komisja uchwałowaPożegnanie Dziadka WładkaPrezes częstował bigosem

Mar 21 2014

Wernisaż na powitanie wiosny

Wczoraj w MiejGospodynie wernisażu: Teresa i Anicetasko – Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Zagórzu otwarto wystawę obrazów mojego autorstwa, na którą złożyły się płótna z kilku ostatnich lat mojej hobbystycznej twórczości. Wystawa jest kontynuacją działań miejscowej biblioteki, której dyrektorka, Pani Aniceta Brągiel realizuje ambitny i ciekawy program promujący miejscowych twórców, działających w różnych dziedzinach sztuki zarówno profesjonalnej, jak i amatorskiej. Dostąpiłem niewątpliwego zaszczytu zaprezentowania efektów mojego skromnego, amatorskiego warsztatu malarskiego, czyli zajęcia, któremu oddaję się przez ostatnie osiem lat, po wygaszeniu wszelkich działań zawodowych. Inicjatorką wczorajszego wernisażu, której namowom się nie oparłem jest znana w zagórskim środowisku animatorka kultury Teresa Kułakowska – emerytowana pedagog i dyrektorka Szkoły Podstawowej w Zagórzu. Jej córka, Joanna Kułakowska – Lis – autorka folderu i zaproszeń dorównuje mamie w tych działaniach, a być może, jako osoba o niespożytej energii nawet ją przerasta. Tym trzem paniom: Teresie, Joasi i Anicecie  przede wszystkim serdecznie dziękuję za organizacyjny trud, a Pani Anicecie za finansowe wsparcie wernisażu.
Na wystawie zaprezentowałem 31 obrazów, które przedstawiają trzy główne tematy: łowiectwo, architekturę drewnianą Podkarpacia i kwiaty. Prezentację otwierają dwa pierwsze moje obrazy, na których widać sporą nieporadność, towarzyszącą zwykle pierwszym tego rodzaju próbom. Moje malarstwo jest swojego rodzaGościeju terapią zajęciową dla osób „trzeciego wieku”, którzy chcieliby zapełnić nadmiar wolnego czasu czymś pożytecznym, nie wymagającym wielkiego wysiłku fizycznego. Jest pewnego rodzaju zajęciem intelektualnym, umożliwiającym kontakty z ludźmi o podobnych zainteresowaniach. Główna myśl wystawy zawarta w jej tytule: POZNAJMY SIĘ BLIŻEJ została zrealizowana w sympatycznej, koleżeńskiej atmosferze, do wytworzenia której niewątpliwie przyczyniły się obie strony: organizatorki i przybyli goście.
Dziękuję wszystkim, którzy przybyli na wernisaż, a Krzyśkowi Gołębiowskiemu, mojemu szkolnemu koledze za dobre  jak zwykle zdjęcia, które zamieszczam jako dokumentację wczorajszego spotkania.

Przy pierwszych obrazach Wśród osób bliskich Z Joasią i jej mężem
Krzysztof - autor zdjęćZ księdzem proboszczemI ciacho też było...

Sty 17 2014

Jacy jesteśmy?

Zaworkowane śmieci w okolicy działek w SanokuBezśnieżna zima bezlitośnie obnaża nasz stosunek do środowiska, dzięki czystości którego drogą niewyobrażalnie długiej ewolucji jesteśmy tym, kim obecnie jesteśmy.  Fizycznie osiągnęliśmy szczyt rozwoju, ale za tym rozwojem nie nadąża rozwój postaw, będący wynikiem ewolucji myśli. Sądząc po osiągnięciach nauki i techniki, jako owocach abstrakcyjnego myślenia jesteśmy jako gatunek na samym szczycie ożywionej przyrody, który – jak się wydaje – powinien dbać o tę przyrodę jako podstawę swojego istnienia.
Tak niestety nie jest. Wystarczy rozglądnąć się dookoła, aby dostrzec straszliwe spustoszenia, jakie temu środowisku wyrządzamy, nie zastanawiając się zupełnie, kiedy maltretowanej przyrodzie zabraknie witalnych sił, aby odbudowywać ciągle rujnowane mechanizmy podtrzymujące życie na mniejszych, czy większych obszarach. A sprawa rozpoczyna się na mikroskopijnie małych w porównaniu z naszym globem powierzchniach, czyli w obrębie naszego domostwa, działki, ulicy, którą przemierzamy codziennie, lasu, w którym bywamy, wody, w której łowimy i szukamy ochłody, czyli w bezpośrednim otoczeniu nas, istot myślących.
Otóż z tym myśleniem jest źle! Moje koło wędkarskie dzierżawi dwa stawy o łącznej pow. 7,5 hektara i co roku wiosną organizuje sprzątanie swojego „gospodarstwa”. Wędkarze, którzy powinni jak nikt inny być świadomymi zagrożeń dotyczących zanieczyszczenia wód i otaczającego ich terenu są głównymi śmieciarzami, po obecności których inni, tj. sprzątający wywożą dziesiątki worów opakowań po zanętach, puszek po kukurydzy, butelek po wodzie i wódzie, toreb plastikowych i innego świństwa, które rozkłada się niekiedy setki lat trując wszelkie żywe istoty. Zbierają Ci, którzy nie śmiecą.
W sąsiedztwie tego stawu mam działkę i niemal codziennie spostrzegam nowe przypadki zaśmiecania przyległego terenu plastikowymi talerzykami, widelcami po grilowaniu, opakowaniami po sosach i musztardach, butelki po sokach i napojach, puszki po piwie. To wszystko działkowicze lub ich dzieci, bez dozoru rodziców urządzających swoje „osiemnastki”. Jednym słowem ci, którzy powinni dbać nie tylko o swoją własność, lecz jej
otoczenie również.
Będąc jesienią w obwodach mojego pierwszego koła łowieckiego, w lesie, który bardzo lubię, w okolicy Prosienicy, od strony Żochowa natknąłem się na coś, czego nie zrobił myśliwy, lecz jeden z właścicieli tych prywatnych lasów, tworzących dość duży kompleks sosnowego boru. Wysypisko butelek i plastikowych opakowań o objętości sporego chłopskiego wozu spokojnie spoczywa pod trzydziestoletnią sosną. Nie jest to pojedynczy obrazek w tej okolicy. Na całej trasie mojej przechadzki leżą liczne butelki, pudła, worki po nawozach, opony samochodowe i traktorowe i diabli wiedzą co jeszcze.
A czy my, myśliwi jesteśmy bez winy? Niezupełnie. Widać to często pod naszymi ambonami. Też spotyka się tam butelki typu PET, puszki po konserwach, torebki po kanapkach nie licząc tego, co rozkłada się dość szybko i, choć nie stanowi wielkiego zagrożenia, zaśmieca las.
Nie wiem, jak powinienem zakończyć ten wpis. Wydaje się, że należy zreformować w sposób radykalny programy nauczania w szkołach i zacząć wreszcie uczyć i wychowywać nowe społeczeństwo w duchu poszanowania podstawowych praw przyrody. Bo sinusy i cosinusy, znajomość bohaterów rewolucji francuskiej z końca XVIII wieku, bełkot Gombrowicza i znajomość grubości pokładów odchodów nietoperzy w jaskiniach ChileCzęsty obrazek w żochowskim lesie jak na razie, nie przynosi pożądanych rezultatów.  I przydałoby się trochę działań przymuszających właścicieli lasków, piasków i karasków, aby uprzątnęli swoje leśne gospodarstwo, niekoniecznie ze swoich śmieci. Bo jego własne leżą najczęściej w lesie sąsiada.
Przypomniał mi się wierszyk, który „sprzedał” mi kiedyś mój dobry kolega Longin J. z Ostrowi Mazowieckiej:

Od zarania dziejów, twardo, lecz pomału
Ludzkość do swojego zdąża ideału
Ale ten ideał ciągle nie jest gotów
Bo każda epoka swoich ma idiotów.

I tymi idiotami, w ogólnej masie są wszyscy ci, którzy nie potrafią dbać o swoje podstawowe warunki bytowania. A wierszyk ten, uniwersalny w moim odczuciu idealnie pasuje do tego, o czym napisałem powyżej.   Dedykuję go tym, których ślady działalności utrwaliłem na załączonych zdjęciach i im podobnych, beztrosko pozostawiających dary cywilizacji dla archeologów..

Starsze posty «

» Nowsze posty