Kilkanaście dni temu mój dobry kolega Janek B. z Rakszawy przysłał mi zdjęcie wyszperane w internecie z dołączonym komentarzem, pokazujące akt bezlitosnego znęcania się nad warchlakiem w czasie szkolenia psów myśliwskich. Kila dni temu telewizje komercyjne pokazywały jelenia osaczonego i atakowanego przez psy w czasie polowania, a tłumek przypadkowych gapiów komentował zachowanie się nieporadnego myśliwego, rozmawiającego podobno spokojnie przez telefon komórkowy, jego brak reakcji i ucieczkę do lasu po słownych atakach publiki. Wczoraj późnym wieczorem w jednym z popularnych komercyjnych kanałów telewizyjnych nadano program, w którym przeciwnicy łowiectwa z Zenonem Kruczyńskim w jednej z głównych ról bezceremonialnie atakowali łowiectwo i polskich myśliwych, domagając się zakazu wszelkich polowań, czyli likwidacji Polskiego Związku Łowieckiego.
Argumenty myśliwych, przemawiających za racjonalnym łowiectwem nie docierały do atakujących, w dużej części dlatego, że obrońcy łowiectwa byli do tej obrony bardzo słabo przygotowani, a ich argumenty brzmiały dość naiwnie, jakby wyjęte z ust „małego Kazia”‚, który opowiada o wyższości smaku dziczyzny nad smakiem marchewki. Wszystkie trzy przykłady, łącznie z zamieszczonym zdjęciem, opatrzone odpowiednim komentarzem mogą celowo przedstawiać problem tak, aby wywołać określone reakcje w świadomości widza, słuchacza lub czytelnika. Opublikowane zdjęcie może mieć niewiadome źródło pochodzenia, może nawet nie dotyczyć naszych polskich myśliwych, sądząc po rasach psów, które za chwilę mają rozerwać żywcem warchlaka. Dwa pozostałe reportaże można – dysponując bogaty materiałem nagraniowym zmontować tak, że zadowolą one zarówno przeciwników, jak i sympatyków łowiectwa, w zależności od zapotrzebowania.
Wspólnym mianownikiem wszystkich ataków na polskie łowiectwo, będące częścią naszego narodowego dorobku kulturalnego i obyczajowego jest brak naszej podatności na potrzebę reformowania się naszego łowiectwa pod względem struktur organizacyjnych i sposobów wykonywania polowania.
Wina ta ma często źródło w niezmienianych od dziesięcioleci przepisach, pozwalających na nękanie dzików w zagrodach dziczych, gdzie szkolone są psy myśliwskie, tzw. dzikarze. Gdyby to rolnik szkolił tak psy do pilnowania krów lub owiec na pastwiskach, aby nie oddalały się od stada pozwalając na kąsanie po pęcinach i zaganianie do grupy, odpowiadałby karnie przez odpowiednie organa. Zarówno dzik, jak i krowa komfortowo się nie czują w takich okolicznościach tym bardziej, że dzik do zagrody sam się nie wsiedlił. Uważam, że ciągłe nękanie dzików w zagrodach, gdzie nie mają szans na spokój jest wysoce niemoralne i powinno być bezwzględnie zaprzestane, a zagrody dzicze zlikwidowane. Pies myśliwski to przede wszystkim towarzysz łowów i pomocnik myśliwego w przypadku konieczności poszukiwania postrzałka, a więc posokowiec, tropowiec, poza tym płochacz i apotrer. Używanie psów do nagonki jest przeze mnie niezrozumiałe, ponieważ zatraca się sens polowania, gdzie nie wiadomo kto poluje i jaka jest rola myśliwego na stanowisku. Czynnik myślenia, indywidualnego tropienia zwierza, znalezienia najlepszego sposobu na wypracowane jego spotkania podlega kompletnej redukcji, a rola myśliwego sprowadza się do pociągania za spust. Zmienił się sprzęt i narzędzia polowania zwielokrotniając możliwości naszych zmysłów. A więc za rozwojem techniki powinien podążać rozwój myśli, reformującej metody polowań i sposoby zachowań w łowisku. Nie będę się nakręcał przytaczając argumenty, mogące być wykorzystane przez przeciwników łowiectwa, a więc moich. Dziwi mnie jedynie milczenie naszych wytrawnych działaczy łowieckich, piastujących wysokie stanowiska w naszych strukturach, że nawet nie próbują dać tamy mnożącym się atakom na nasze rodzime łowiectwo, działaczom, którzy mają ułatwiony dostęp do mediów i go nie wykorzystują. Udawanie, że jesteśmy tak wspaniali, że mamy tak dobrze zorganizowane łowiectwo i nie wiadomo dlaczego się nas czepiają różnej maści „zieloni” doprowadzi nas do likwidacji. I wtedy, podobnie jak dzieje się to z członkami różnych innych organizacji pójdziemy na zieloną trawkę, czyli nas zweryfikują, ponieważ należeliśmy do PZŁ, mającego „komuszy” rodowód.
A łowiectwo pozostanie! W zupełnie innej formie organizacyjnej, na którą od lat się nie godzimy, bo nie umiemy iść na kompromisy, które trzeba wypracować w rozmowie z naszymi przeciwnikami, mającymi wiele racji w swoich wrzaskliwych prezentacjach i „hapy endach” w lasach, na polowaniach, uroczystościach łowieckich, w prasie, radiu i telewizji. Dlatego brońmy się śmiało i udowadniajmy, że tendencyjny reportaż można nakręcić nawet o Kole Gospodyń Wiejskich w Koziej Wólce, członkinie którego dla gości dożynkowych przygotowały myśliwski bigos.