Tegoroczne Walne Zgromadzenie w „Basiorze”, które odbyło się 25 kwietnia w Grądach k/ Brzeska, oprócz prezentacji części sprawozdawczej Zarządu i Komisji Rewizyjnej za ostatni rok gospodarczy wyłoniło nowe organy koła oraz delegatów na okręgowe zjazdy PZŁ w Krakowie, Tarnowie i Krośnie. Zebranie miało spokojny przebieg, chociaż w programie nie brakowało momentów, mogących wywoływać iskrzenia. Jak to zwykle na zebraniach bywa. Ale uniknęliśmy spięć i w zasadzie nikt nie ucierpiał i nikt specjalnie wyróżniony się nie poczuł. Nawet wybory nowego zarządu koła nie wywołały oczekiwanych emocji. W szranki wyborcze na funkcję prezesa stanęło dwóch kandydatów. Zwyciężył – zgłoszony przeze mnie – kol. Andrzej Biernat, członek – założyciel „Basiora”, wieloletni sekretarz, a później łowczy tego koła.
Zgłosiłem jego kandydaturę, bo znam go równo czterdzieści lat i pamietam, jak umiejętnie jednoczył Kolegów wokół zadań, które mieliśmy do wykonania. Zawsze zazdrościłem mu trafności wniosków, wypływających z garstki informacji i spostrzeżeń. O pracowitości nie wspomnę, bo wszystko, co mógłbym napisać, nie pokaże choćby połowę tego, czego dokonał w obwodach pierwszego swojego koła w WKŁ Nr 137 „Jenot” – Komorowo, a potem w krakowskim „Basiorze”. Doskonały konstruktor urządzeń łowieckich, zręczny mistrz prac ciesielskich w łowiskach, opanowany, spokojny, z humorem traktujący życie, które nie zawsze głaskało go po głowie.
Na pozostałych członków zarządu zaproponował dotychczasowych: łowczego – Czesława Śliwińskiego, sekretarza – Sławomira Galickiego i skarbnika – Stanisława Olejka. Liczy na ich doświadczenie i fachowość i, myślę, że mu się uda tak pokierować pracami Zarządu, abyśmy dostrzegli elementy różniące go od struktur wojskowych, z których przecież większość z nas się wywodzi. Życzę Ci powodzenia, Andrzeju. W chwilach trudnych możesz na mnie liczyć; będę Ci pomagał, jak zawsze, kiedy potrzebowałeś wsparcia.
Wybrano nową komisję rewizyjną z Adamem Szubą – jako przewodniczącym.
Mandaty delegatów na zjazdy okręgowe PZŁ powierzono kolegom: Andrzejowi Mazurkowi (do Krakowa), Czesławowi Śliwińskiemu (do Tarnowa) i mnie, Edwardowi Woźnemu (do Krosna).
Archowum tagów: walne
Maj 08 2015
Walne w „Basiorówce”
Maj 17 2014
Po Walnym – gromy i błyskawice
Mój wpis, zamieszczony miesiąc temu jako refleksja po naszym Walnym wywołał burzę z gromami, której owocem jest korespondencja mailowa o objętości równej gazetowej kolumnie formatu dawnej Trybuny Ludu. Zaczęło się od nacisków, abym zamieszczony przeze mnie tekst „Już po Walnym” podmienił innym, lub zdjął go ze swojej strony. Odbyło się to metodą stosowaną w „starych dobrych czasach”, nie bezpośrednio, lecz poprzez mojego, od dziesięcioleci dobrego kolegę. Chociaż z obydwoma adwersarzami byłem „na ty”, wyrzekli się nie tylko koleżeńskich związków organizacyjnych ze mną, lecz przeszli na formę „pan”, co – wyłączając groteskowość sytuacji – trochę mnie rozśmieszyło, bo nie spodziewałem się takiego akurat odprysku, spowodowanego moim felietonem. Mądra sentencja zawarta w Sonecie XLIX Wiliama Shakespeare’a:
„I chociaż wad widzę w Tobie wiele,
Zabij mnie w złości, lecz bądź przyjacielem”
wyblakła na tyle, że stała się przez wielu zupełnie zapomniana. Ale – czy koniecznie musimy czytać klasyków dramatu?
Korespondencja ta utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie umiemy przegrywać, a już na pewno nie potrafimy przyznać się do swoich błędów. Aby usatysfakcjonować jednego z moich adwersarzy zawiesiłem mój tekst na czas trwania wymiany e-maili i poddałem go szczegółowej analizie. Wniosłem kilka drobnych, redakcyjnych poprawek nie zmieniając nic w merytorycznej treści wpisu. Dziś go odblokowałem, będąc w pełni przekonanym, że nie naruszyłem niczyich dóbr osobistych, a moja ocena tego, co wydarzyło się na Walnym i dlaczego tak się stało, dzięki temu, że nie „kopałem leżącego” mieści się w kanonach publicznej, dopuszczalnej w naszym związku krytyki. Rozumiem, że nie wszystkim musi się to podobać. Bo takie mamy wnętrze, że różnimy się w poglądach i działaniach, a różnice te, właściwie interpretowane i oceniane są najczęściej motorem postępu, gdzie lepsze jest wrogiem dobrego. I z taką sytuacją, mam nadzieję, mamy po naszym Walnym.
Zarzut, że kalam własne gniazdo puszczając w świat złą opinię o kole jest nietrafiony, bo mój wpływ na opinię o tym, jakim jest nasze koło, jest praktycznie zerowy. Ale, jeśli oficjalne pismo, podpisane przez sekretarza koła(?) i zawierające ocenę nas, bieszczadzkich myśliwych jako leni i wygodnisiów trafia do ZO w Krośnie, to nie ja, a ktoś inny opinię o kole kształtuje. Czy wobec tego, że nikt nie przyznaje się do autorstwa tego pisma muszę cytować jego fragment i ujawniać autora tych słów? Jeśli zapytacie w Urzędzie Miasta w Brzesku o opinię na temat koła, to czy jesteście pewni, że odpowiedzą Wam, że opinię tę kształtuje moja strona internetowa? Zapewne nikt o niej tam nie słyszał. A to, że trafi na nią kominiarz, ekonomista, myśliwy z Kołobrzegu czy lekarz na nudnym dyżurze w Pogotowiu Ratunkowym ma taki wpływ na opinię o Kole „Basior”, jak ulewy w Pomorskiem na poziom wód Wisły pod Wawelem. Co najwyżej, ktoś porówna swoje koło do naszego i powie: „nie ma sytuacji idealnych, a u nas jest podobnie, albo jeszcze gorzej”.
Jeśli to, że mamy zaniedbania w gospodarce łowieckiej kilkakrotnie „donosiłem” poprzez sprawozdania z narad w Nadleśnictwie Ustrzyki do zarządów skrupiło się tym, że jedna z kontroli bezlitośnie uwidoczniła te braki i zagroziła w oficjalnym protokóle pokontrolnym cofnięciem umowy dzierżawnej uważacie Koledzy adwersarze kształtowaniem opinii o kole przeze mnie, to gratuluje Wam humoru i dobrego samopoczucia.
Ale dość przykładów, których przytaczanie do niczego nie doprowadzi. Tak, jak niczego się nie wytłumaczy „krowie na rowie”, tak „ciężko jest z kretem rozmawiać o tęczy”. Mnie jest w zasadzie wszystko jedno; biorę na siebie rolę krowy i kreta, aby nikt nie oskarżył mnie o naruszenie dóbr osobistych. A opinię o mnie, jako sprytnego lenia, bazującego na tym, że zasłaniam się wiekiem wyrażoną przez „byłego” puszczam mimo uszu, bo to też jest dowód na to, że nie wie, kto, co i w jakim czasie w kole dotychczas wykonał.
Swoje komentarze do obydwu wpisów można wnosić bezpośrednio na stronę, o co proszę odwiedzających moje Wilcze Echa.
Kwi 17 2014
Już po Walnym
12 kwietnia mieliśmy Walne. Było dość ostro, bo Sprawozdanie Komisji Rewizyjnej obnażyło wiele niedostatków naszego działania. Powiedzmy wprost: uwidoczniło wiele błędów Zarządu, a łowczego w szczególności. Chociaż rok temu w sprawozdaniu Komisji Rewizyjnej warunkowo zawnioskowano o udzielenie absolutorium łowczemu, to w tym roku, po obnażeniu podobnych, lub takich samych błędów, wniosek komisji był bezlitosny. Kiedy w tajnym głosowaniu uchwalono, aby absolutorium nie udzielić, stało się jasne, że łowczy „poleci”. I poleciał. Nie będę kopał leżącego, bo ma bliższych sobie kopaczy, ale wydaje się, że część jego winy należy rozłożyć również na pozostałych członków Zarządu. Bo to Zarząd odpowiada za gospodarkę łowiecką, a łowczy organizuje wykonywanie zadań, kontroluje ich realizację i sprawiedliwie rozlicza kolegów odpowiedzialnych za przebieg i efekty tych prac. Tak niestety nie było, bo cóż to za plan prac gospodarczo-hodowlanych, który nie ma pokrycia w zabezpieczeniu materiałowo-finansowym. Kilku myśliwych, wykonujących prace na poletkach własnym sprzętem od dwóch lat bezskutecznie domaga się zwrotu należności za paliwo. O wszystko trzeba się prosić. Pieniędzy wystarcza jedynie na ruchy pozorne, na byle jaką obróbkę poletek, na namiastkowe ilości karmy treściwej na zimę, kupowanej zwykle za późno i po zwyżkujących cenach. Efekt tego jest taki, że wykładamy karmę wtedy, kiedy zwierzyna przeszła do obwodów sąsiednich, gdzie karma wykładana jest stale, nawet w okresie letnim w ilościach niejednokrotnie kilkadziesiąt razy przewyższających nasze zapasy. Dlaczego dzieje się tak, że w gospodarkę łowiecką wkładamy niewielką cząstkę tego, co z niej czerpiemy? W jaki sposób łowczy może sprawować nadzór nad gospodarką, jeśli w obwodzie bieszczadzkim był jedynie dwa razy w całym roku gospodarczym? Na rykowisku i na uroczystym polowaniu z okazji 20-lecia Koła! Łowczy to „hetman polny”, zarządca obwodu, którego miejsce jest w terenie. To ktoś, kto potrafi dostrzec, ocenić, odpowiednio zareagować i pomóc w przypadku, gdy sprawa tego wymaga. Zarządzanie ludźmi i problemami w kole łowieckim nie da się sprowadzić do działań opartych na wojskowych regulaminach. Ludzi trzeba cenić i szanować, a nie porównywać ich do leniuchów za to, że korzystają z praw uchwalonych przez wyższe, niż Zarząd Koła instytucje. Inicjatywy kolegów należy wspomagać na zasadzie partnerstwa: „my to, a wy tamto”. Nie może być tak, że przegniły nam ambony w obwodzie bieszczadzkim i część z nich jest w stanie ruiny, a na Walnym nie było ani jednego głosu oceniającego ten stan rzeczy. Więcej dyskusji było na temat remontu „Basiorówki” i jej ogrodzenia (20 tys. złotych!). A na remonty w obwodzie 210 przeznaczono, o ile dobrze pomnę dwadzieścia razy mniej. To wynika z planu finansowego skarbnika, bo łowczy planu prac gospodarczych nie przedstawił. A powinien to być dokument, nad którym łowczy i skarbnik powinni posiedzieć parę godzin, aby dokładnie zaplanować to, co zaplanować można. I nie mówcie, że nie można, bo nikt inny lepiej, niż Wy, wojskowi przecież, w poważnych stopniach na pagonach wiecie, jakie elementy powinien zawierać dobrze opracowany plan działania. To przede wszystkim cel, zabezpieczenie materiałowo-techniczne, mające pokrycie finansowe i czynnik ludzki, czyli kto i w jakim czasie ma to zadanie wykonać. Nasze działania nie mogą opierać się na wiecznej improwizacji na zasadzie: stażyście zasugerujemy, by zbudował ambonę za własne pieniądze, na remont ambony żerdzie i materiał trzeba „zdobyć”, poletko obrobić za „frico”, a z karmy najlepiej zrezygnować. A jeśli już ją kupiliśmy, to zamknąć na kłódkę itd. Zwierzyna nie „wpie..oli perzu, jak będzie zgryzała rzepak” i „żerdzie bukowe” (!?) nie są tańsze od iglastych, bo takiego asortymentu w lesie nie ma! Szczątki włosów na mojej siwej łepetynie dęba stają, gdy słyszy się takie określenia!
Nowy łowczy nie wie zapewne, jaki wziął na siebie ogrom zadań, związanych z kierowaniem gospodarką łowiecką w dwóch, odległych od siebie o ponad 200 kilometrów obwodach. Życzę mu, aby się tych zadań nie przestraszył już na etapie przyjmowania obowiązków od poprzedniego łowczego. Pomagać mu w tym będzie jeden z najlepiej znających problemy gospodarki łowieckiej w kole myśliwy. Życzę mu, aby nie przeistoczył się nagle w „mistrza świata” w dziedzinie wiedzy dot. gospodarki łowieckiej. I niech nie upraszcza spraw i problemów, tylko stawia sobie i nam ambitne zadania i dalekosiężne cele. Bo lepiej jest, gdy coś się nie do końca uda, niż to, że żadnych celów się nie osiągnie, bo ich po prostu nie było.
Gratuluję Ci, Kolego Czesławie z okazji wyboru na tę, najważniejszą w Kole funkcję i zapewniam, że masz moje poparcie i pomoc, jeśli takowej będziesz pragnął.