Mój kolega Leszek zwykł mawiać, że Bieszczady tworzył Pan Bóg w dniu, kiedy miał bardzo dobry humor. Od lat podziwiam to dzieło tworzenia o niespotykanym gdzie indziej pięknie i zastanawiam się, jaka była pogoda wówczas i jakaż to była pora roku. Wychodzi na to, że była to jesień w połowie października, A rok? Rok jest mało ważny, bo w Bieszczadach o tej porze wybuchają rok w rok balony z farbami i niczym fajerwerki niebo, tak i one pokrywają wszystko, co było zielone, tworząc barwny kobierzec traw i liści. Pięknu tego dzieła oprzeć się nie sposób. A kto twierdzi, że nie robi to na nim specjalnego wrażenia powinien leczyć daltonizm, jeśli jest to wada, którą leczyć się udaje.
W taki właśnie dzień, podobny do dnia tworzenia wybrałem się na wycieczkę w okolice Arłamowa, będącego kiedyś łowieckim księstwem płk. Doskoczyńskiego. Pełno tu ambon, lizawek i innych urządzeń łowieckich, dobrze świadczących o gospodarzach tego obwodu. Lasy pełne grzybów, głównie borowików i rydzów. W lasach cisza po rykowisku, na którym zdarzały się ostre walki konkurentów o względy potulnych łań. Zdarzają się również zrogowane byki, które nie mają szans na przeżycie, bo liczne bieszczadzkie drapieżniki też przecież pożywić się muszą.
I tutaj Panu Bogu coś się albo nie udało, albo „wilcy się zbuntowały” i przestały żreć zwiędłą o tej porze roku trawę, bo – jak twierdzą Świadkowie Jehowy – kiedyś tak właśnie było.
Pogodna, ciepła jesień to najlepszy czas na przyjazd w Bieszczady. Bo lato, też przecież urokliwe tutaj jest dla wielu z nas zbyt męczące, upalne, gwarne i hałaśliwe. A jesień – to czas kontemplacji tego, co z pewnością Panu Bogu się – w odniesieniu do Bieszczad – udało!!
Archowum tagów: grzyby
Paź 13 2018
Dobry humor Pana Boga
Paź 10 2017
Rok grzybowy…
Grzyby w tym roku obrodziły. Dobre grzybobranie zaczęło się w zasadzie w III dekadzie sierpnia i trwa po dziś dzień. Jesienna ich obfitość zwiastuje ponoć wczesną, długą i ostrą zimę. Wysypy wiosenne natomiast prognozują rok nieurodzaju, zgodnie z powiedzeniem, że „rok grzybowy nie chlebowy”. Jadąc przez mazowieckie lasy do Węgrowa z częścią obrazów na wystawę, wystarczyło zatrzymać się byle gdzie, a prawdziwki jakby czekały na podniesienie. Nie tylko tam zresztą. Na Podkarpaciu rydze i podciecze, czyli borowiki ceglastopore, dorodne prawdziwki, a teraz opieńki zapełniają kosze wielu zbieraczy, przyjeżdżających tutaj z wielu stron kraju. A przy okazji grzybobrania posłuchać można było odgłosów rykowiska, bo akurat jedno i drugie zbiegły się w czasie.
Wrz 07 2014
Gościnnie w Ugoszczy
Poniosło mnie na tydzień na Mazowsze. Zaprosił mnie kolega Lucjan na „swoje” tereny łowieckie na grzyby, ryby i polowanie. Aby sprostać tym, jakże różnym zajęciom, wziąłem do pomocy moją ślubną Krystynę i bratową Wiesię i pojechaliśmy do Ugoszczy – małej miejscowości koło Stoczka, gdzie swoją bazę w zabytkowej, 105-letniej gajówce ma koło LOT – HAZ. Ugościła nas Ugoszcz jak mogła najlepiej. Trafił się dzik, było niesamowite grzybobranie i wędkowanie, chociaż (na szczęście) bez wymiernych efektów.
To, co interesowało mnie najbardziej, czyli gospodarka łowiecka wywoływało u mnie niemałe, pozytywne skojarzenia. LOT – HAZ to niezwykle gościnne i otwarte koło, gdzie nikt nikomu niczego nie zazdrości, gdzie nie ma antagonizmów i podziałów, gdzie członkowie tego koła gościnnie podejmują myśliwych z innych zakątków kraju zapewniając pobyt w nastrojowej, zabytkowej gajówce „Polano”. Nie ma tam luksusów, ale nie ma też obskurantyzmu. Bez problemów łowczy Krzysztof wypisał mi zezwolenie (praktycznie na wszystko, co można w danym momencie pozyskać), rekomendował najlepsze miejsca na zasiadkę, wskazał grzybowe partie lasu i udostępnił swoje stawy na wędkowanie. Jest człowiekiem niezwykle otwartym na współpracę z innymi kołami, na wspólne, zamienne polowania i uprawianie turystyki myśliwskiej. Jest wszakże jeden warunek: mają to być relacje wzajemne, a nie jednostronna oferta. Niedługo kołu „stuknie” 60 lat. Chciałoby się, aby kół z takim podejściem do budowania jedności w naszym związku było jak najwięcej.
O zwierzynę dbają nadzwyczaj starannie i mają spore sukcesy hodowlane. Na dwóch obwodach o łącznej powierzchni 13 123 hektarów (leśny i polny) pozyskują 130 dzików, 79 saren i kilka jeleni. Mają kaczki, bażanty i kuropatwy, na które nie polują. Zainwentaryzowanych jest 35 łosi, a byk – łopatacz, którego widziałem bliziutko ambony miał na głowie około 10 kilo. Na duktach przykrywają talerzówką raz, dwa razy w tygodniu po kilkadziesiąt kilogramów kukurydzy. Na dowód tego, że zwierzyna trzyma się w pobliżu takich pasów, widziałem podczas pierwszej zasiadki 35-40 dzików w dwóch watahach, dzień później widziałem w kolejności: lisa, dwa borsuki, kozę, dwa koźlaki, łosia-byka, jelenia-byka i kozła.
Nie lubią tam „zbójowania” po lesie i cwaniactwa, z którym rozprawiają się szybko i po koleżeńsku. Spotykają się na wspólnie prowadzonych pracach w łowiskach, polowaniach i organizowanych spontanicznie biesiadach, przy ognisku i nalewkach mistrza Jasiewicza – najstarszego, ale wciąż dziarskiego członka koła.
Ani się obejrzeliśmy, a tydzień przeleciał jak jeden dzień. Dopisała pogoda, zwierzyna i grzyby.
Dziękuję Zarządowi za gościnę i w roku Jubileuszu Koła życzę wszystkim jego członkom dobrego samopoczucia z racji rzetelnie wykonywanych zadań i dalszego pogłębiania przyjacielskich kontaktów z kolegami innych kół.
Darz Bór!!