W poprzednim felietonie usiłowałem przekonać Kolegów, że musimy podejść do swoich obowiązków w należytym zaangażowaniem, jeśli mamy wszyscy osiągnąć wymierny efekt w postaci polepszenia rentowności naszego Koła. Przecież jesteśmy społecznie zarządzanym przedsiębiorstwem, które musi w swojej działalności kierować się, jak każda firma rachunkiem ekonomicznym. Wnosząc swoją bezpłatną, lub tylko symbolicznie opłacaną pracę powinniśmy osiągać zdecydowanie lepszy efekt od podobnej firmy (np. Ośrodków Hodowli Zwierzyny), która bazuje na pracy najemnej. Ale tak nie jest. Wiele kół balansuje na granicy bankructwa. Mamy prawo oczekiwać od Zarządu Naszego Koła, aby zarządzanie naszym wspólnym dobrem oparte było na zdrowych ekonomicznych podstawach. Bo o społeczny grosz należy troszczyć się ze szczególną starannością. Nasze Koło, jeśli w tym względzie nic się nie zmieni, zbankrutuje w niedługim czasie.
Dlaczego? A dlatego, że mamy między innymi przestarzałe spojrzenie na gospodarkę łowiecką w części dotyczącej poprawy bazy żerowej zwierzyny. W Stanach Zjednoczonych zwierzyny dokarmiać nie wolno. U nas jest to obowiązek i nie wnikajmy , gdzie jest lepiej. Poletka łowieckie uprawiane w obwodzie 210 są powierzchniowo niewielkie i zupełnie nie spełniają swojej roli. Na przykład, dwudziestoarowe, nie ogrodzone poletko na Rynku ma tak fatalny, kilkukilometrowy dojazd, że jego uprawa jest niezwykle kosztowna i wywołuje sprzeciw naszego kolegi, który wykonuje wymagane uprawki swoim sprzętem. Aby zasiać cokolwiek na tym polu należy wykonać: podorywkę, orkę, talerzowanie, bronowanie przedsiewne, siew, bronowanie posiewne, a później koszenie niedojadów i zgrabienie słomy. Dla wykonania tych prac należy czterokrotnie zmienić narzędzie (pług, brona talerzowa, brona lekka, kosiarka). Rozrzucenie nawozów, siew i zbiór słomy można wykonać ręcznie. Aby czterokrotnie zmienić narzędzie, należy pokonać czterokrotnie trasę Terka-Rynek po drodze, która może konkurować z poligonowymi drogami czołgowymi. W sumie około 40 kilometrów po drodze, na której traktor zużywa się dwu-trzykrotnie szybciej niż na żwirówkach w okolicach Brzeska. Prace na tym poletku wykonuje od lat Edek W. Klnie, zaciska zęby, ale buntuje się, bo do wątpliwego interesu dokłada z własnej kieszeni sporo. Nawet nie liczy tych prywatnych dopłat, bo nikt mu tego nie zwróci.
A jaki jest efekt jego pracy? Po wschodach i podrośnięciu tego, co się posiało, wpadnie kilka razy chmara jeleni i zetnie uprawę tak dokładnie, że nawet najlepiej przygotowana i zapowiadająca się nadawać się może tylko do zaorania. Owies się nie wykłosi, bo łodyga źdźbłowa, przycięta kilkakrotnie będzie rachityczna i wyda plon w postaci dwóch, trzech plewinek, zazwyczaj pustych. Zielona masa zżółknie szybko, łodygi zdrewnieją, słońce dotrze do gleby i spowoduje gwałtowny rozrost chwastów, które – na dobrą sprawę – trzeba zniszczyć herbicydami. A więc piąty dziesięciokilometrowy kurs na rynek, z opryskiwaczem. Bo kto wyniesie 70 litrów wody i spryska poletko działkowym, ręcznym agregatem? A ile czasu na to potrzeba. Otóż uprawa jednego tylko poletka na Rynku to około 80 godzin ciężkiej pracy i sporo własnego grosza. Nie jest to jedyne zadanie Edka. Kosi corocznie prawie dwa hektary łąki na Rynku, pełnej ukrytych kamieni po nieistniejących dziś budowlach, które niszczą noże kosiarki rotacyjnej, bo ominąć się ich nie da. To kolejne godziny pracy. Ale siano to trzeba przecież zgrabić i uprzątnąć z łąki. Bo są za to dopłaty i nie wykonanie tych uprawek grozi utratą dopłat i koniecznością zwrotu otrzymanych kwot. To kolejne godziny! Nie jedna, i nie dwie. A ile każdy z nas „musi” przepracować na rzecz koła?
Przypomnę! – 30 godzin!! A ilu z nas zaliczyło ten limit? Dlaczego w naszym kole jest tak, że jeden musi przepracować 200 godzin, a inny weźmie (jeśli zechce) dwie grudki soli i zaniesie do lizawki i ma zaliczoną pracę? Szukacie koledzy przyczyn niezadowolenia w Kole? Czy trzeba jaśniej?
To, że Edward W. napisał w podaniu o przyjęcie do kola, że ma sprzęt rolniczy i może obrabiać poletka nie może być odczytywane w ten sposób, że chce to robić za darmochę. Za to trzeba mu zapłacić!! A swoje 30 godzin on przepracuje. Jak każdy! Założę się, że na terenie naszego obwodu nie znajdziecie żadnego rolnika, który za paliwo pojedzie tyrać na Rynek swoim sprzętem. Kiedyś można było paliwo kupić u kierowców państwowych firm za półdarmo. Dziś tego już nie ma . Wszystko zdrożało wielokrotnie. Dziś kupno nowego traktora to wydatek niebotyczny. A na swój traktor nie ma co liczyć. Bo jego używanie w tym stanie grozi śmiercią lub kalectwem. Na solidny remont też nie ma pieniędzy! Fundujmy więc Kolegom noclegi, fundujmy poczęstunki (też nie ze swojej kieszeni), a sprawy najważniejsze zrzucajmy na takich „jeleni” jak Edek W. i inni. Tyle, że jest ich coraz mniej!
Dlatego też, na etapie zastanawiania się nad budżetem na przyszły sezon, należy poważnie wziąć pod uwagę potrzebę wygospodarowania kwot na pokrycie kosztów przekształcania upraw na naszych poletkach z upraw jedno sezonowych na wieloletnie, które nie wymagają tak wielkich kosztów uprawy, a spełniać mogą o wiele pożyteczniejszą rolę w łowisku niż obecnie. A dopłaty niech idą na ten właśnie cel, bo co z roli zostało wydobyte, niech w tę rolę zostanie włożone. Inaczej zrujnujemy glebę i ludzką inwencję, a kto tego nie rozumie, niech się uczy, albo niech słucha tych, którzy dobrze radzą.
↑ Powrót do Felietony spod ambony