W słoneczną sobotę 18 czerwca, po długim okresie walki z wiosennymi awanturami pszczół w pasiece wybrałem się do obwodu na pierwsze prace porządkowe, których uzbierało się sporo. Wywiozłem w końcu ok. 90 kilo kartofli na nęcisko Witka, które podarowała mi siostra, zabrałem kosę i pilarkę i dotarłem pod „moją” ambonę na Horodku. Wykaszanie chwastów pod amboną zajęło mi niewiele czasu, nieco więcej musiałem poświęcić na wykaszanie nęciska, bo wiatry nawrzucały tam sporo wierzbowych gałęzi, które przerosły wysoką trawą i zlustrowałem dolne poletko, gdzie kiedyś królowało żyto kępkowe. To, że nosi również nazwę „żyta stuletniego” nie dowodzi, że pozostawione samopas będzie się utrzymywać przez sto lat. Wymaga ono odpowiednich, corocznych uprawek, które na początku jego uprawy były wykonywane, później zaniechano wykaszania, nawożenia, odchwaszczania, bronowania itd. Spasane przez zwierzynę nie wygląda dobrze, ale jeszcze gdzieniegdzie kłosi się, dając dowód na to, że ciągle tam jest.
Przed przystąpieniem do odkrzaczania wizur musiałem wejść na ambonę i…… omal nie spadłem z balkonu, bo okazało się, że miałem nieproszone odwiedziny złodzieja, który sforsował dwa solidne zamki i po swojemu uporządkował wnętrze, szukając nie wiedzieć czego. Skradł 4 kilową butlę z gazem, rondelek i nakrętkę z zaworem do odpowietrzania urządzenia grzewczego. Pozostawił po sobie bałagan jak agent Ubecji po rewizji w domu podejrzanego. Wychodząc zadrutował zamknięcie, aby wiatr nie trzaskał ambonowymi drzwiami i nie niepokoił w ten sposób żubrów, niedźwiedzi i wilków – stałych bywalców tego łowiska. To mnie wqrwiło, bo odpowiednich narzędzi z sobą nie miałem i musiałem zająć się jedynie prowizoryczną naprawą szkód wyrządzonych przez wandala.
To widocznie było powodem utraty koncentracji uwagi, jaka jest potrzebna przy posługiwaniu się pilarką, bo przystąpiłem mimo utraty chęci do pracy do prześwietlania wizur. Długo nie popracowałem, bo usuwając podcięte krzaczyska zahaczyłem dłonią o prowadnicę pracującej pilarki i …. nastąpił koniec zajęć!! Dwa palce prawej ręki mocno pokiereszowane, krwi jak do kaszanki u rzeźnika, liście łopianu do zatamowania krwotoku i ewakuacja do samochodu odległego o kilkaset metrów. Zabrakło pół godziny, a „plan zajęć” na ten dzień byłby w stu procentach wykonany. Niedoróbki muszą poczekać do następnego wyjazdu, po „wylizaniu się” z odniesionych ran.
Archowum tagów: wykaszanie
Cze 20 2016