Mamy Nowy Rok. Młodziutki. W tej chwili parogodzinny. Każdemu z nas przypominają się zdarzenia roku minionego i każdy zadaje sobie pytanie: jaki był ten miniony rok? Szkoda, że nie ma obiektywnej miary do oceny wszystkich zdarzeń, w których uczestniczyliśmy, ocena zatem musi zawierać mniejszą, lub większą dawkę subiektywizmu. Bo różnimy się upodobaniami, które preferują te, lub inne przeżycia, a które dla kogoś innego nie mają większego znaczenia.
Generalnie jest mi smutno, że tamten rok się zakończył pomimo, że najlepszym nie był. Ale były też lata gorsze i, oceniając go przez porównanie do lat „chudych” wypada zupełnie nieźle. Odniosłem kilka sukcesów łowieckich, ale nie na polowaniach, bo tu mam zdecydowane niepowodzenia. Jeden przelatek pozyskany w lutym to wynik marny. Potem były długie okresy rzadkiej bytności w łowisku, ponieważ większość czasu poświęciłem pasji malowania przygotowując 45 obrazów na trzy wystawy, których wernisaże odbyły się w ostatnim kwartale roku w odległych od Sanoka miejscach. Cieszę się, że mogłem uczcić w ten sposób 90-lecie naszego Związku.
Sporo czasu poświęcałem redagowaniu mojej strony internetowej. Zostało to zauważone przez organizatorów konkursu, w którym zdobyłem II nagrodę w kategorii stron indywidualnych. Cieszy mnie to wyróżnienie tym bardziej, że strona jest wolna od tzw. „bajerów”, a jest subiektywnym zapisem tego, co dla zwierzyny robię będąc w łowisku. A że komisja to dostrzegła, cieszy jeszcze bardziej. Nagrodę odbierałem w kwietniu Warszawie na Międzynarodowych Targach Myśliwskich „Hubertus 2013″.
W konkursie na nalewkę myśliwską, ogłoszonym przez „Brać Łowiecką” zdobyłem nagrodę główną. Chociaż amator trunków ze mnie raczej kiepski, lubię tego rodzaju eksperymenty, ale działań tych nie eksponuję.
Cieszą mnie bardzo dobre, koleżeńskie więzi z moim pierwszym kołem, komorowskim „Jenotem”. Są tam jeszcze starzy znajomi, ale są też i młodzi, z którymi kontakt sprawia mi wiele przyjemności. Łowieckich sukcesów tym razem tam nie miałem, bo właściwie nie było czasu, aby je wypracować, ale łowiska odwiedziłem i pogodziwszy się z tym uznałem, że póki co, musi to wystarczyć.
Trochę czasu poświęciłem na budowę nowych urządzeń łowieckich. Z moim „podwładnym”, czyli stażystą Robertem wykonaliśmy trzy lizawki słupowe, pomogliśmy koledze Andrzejowi w remoncie ambony nad Terką, odkrzaczałem otoczenie ambon, czyli starałem się pozostawić po sobie jakiś ślad bytności w łowisku, trochę odmienny od odcisków butów, jakie pozostawia wielu moich kolegów.
Czego oczekuję w Nowym, dopiero co rozpoczętym Roku? Chciałbym, aby nasze obwody przekształcały się w krainę pełną zwierza, aby zmieniło się podejście do gospodarki łowieckiej i dostrzeżony został w końcu związek pomiędzy nakładami i pozyskaniem. Oczekuję zdecydowanego przemodelowania sposobów gospodarowania, przede wszystkim w obwodzie bieszczadzkim, trudnym pod względem topograficznym i bytowania zwierząt chronionych, kształtujących obraz naszego gospodarstwa. Chciałbym, by zmieniło się podejście wielu naszych kolegów do swoich obowiązków.
Życzę sobie i wszystkim Kolegom. aby nie zawiodło ich zdrowie w życiu codziennym i w łowiskach, aby byli twardzi, silni, zdrowi i aktywni jak mój z dawien dawna kolega Antoś Oryszczak z sanockiego „Żubra”, aby łowiska nasze zapełniały się nie tylko wilkami, niedźwiedziami i żubrami, lecz było też miejsce dla innej, łownej i atrakcyjnej łowiecko zwierzyny. Życzę sobie i innym, aby na werandach naszych domków i altanek pojawiały się obrazki, jak na zdjęciu poniżej i aby zwierzyna ta pochodziła z pozyskania w naszych łowiskach, a nie na gościnnych polowaniach. Kolegom „po kiju” (i mojej ślubnej również) życzę takich sukcesów, jaki odniósł Darek Maciuba w przedostatni dzień Starego Roku na Sanie. Aby wody były czyste i rybne.
I abyśmy nie warczeli do siebie z byle powodu, a rozmawiali ludzkim głosem nie tylko na „wigilijnym”, ale w każdej innej sytuacji.