Czas płynie nieubłaganie. Mojemu pierwszemu kołu łowieckiemu „stuknęło” 60 lat. Uroczystości rocznicowe zgromadziły wielkie grono znamienitych gości: samorządowców, władze łowieckie Okręgu Ostrołęckiego, delegacje sąsiednich kół i zaprzyjaźnionych organizacji. Były wystawy kolekcjonerskie, pokaz ptaków łowczych i paśnik obficie zaopatrzony, któremu niczym nie ustępowało poidełko. Cała chmara dorodnych łań wyprawiała na parkiecie iście rykowiskowe, improwizowane harce, a kilka pozaklasowych byków, które dla bezpieczeństwa poroże zostawiły gdzieś w szatni trzymało się w bezpiecznej odległości od chmary, obskakiwanej przez konkurujących ze sobą młodych byczków, wymyślających przedziwne figury i ruchy, aby tylko zdobyć względy licówki, za którą podążała cała reszta. Porykiwałem od czasu do czasu i ja, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi i jakiś dziwny spłynął na mnie nastrój, zapewne z powodu tego, że równiutko trzydzieści lat wstecz, w październikowe niedziele rozpoczynałem skakanie po prosienickich, zaleszczańskich i trynoskich polach jako naganiacz starając się o przyjęcie do koła. Oj, skakało się wtedy, skakało!
Koło nagrodzono Złomem. Ma bowiem niezaprzeczalne zasługi w dziedzinie krzewienia kultury łowieckiej, wzbogaca swoimi opracowaniami i wytworami kolekcjonerskie zbiory wielu myśliwych i pasjonatów łowiectwa. To orzeźwiający powiew w naszych szeregach. Sporo wysiłku w oprawę tego rocznicowego święta wniósł mój dobry kolega Lech Łukaszek, który zaprojektował i doprowadził do wydania serię okolicznościowych kart i znaczków pocztowych, ryngraf i szereg innych gadżetów. Przyjąłem zaproszenie na uroczystości 60-lecia wzbogacając wystawę swoimi obrazami o tematyce łowieckiej. Obraz jenota, herbowego zwierzęcia koła podarowałem jako skromny wkład do lokalu, jaki koło zamierza nabyć na swoją siedzibę. Przywołałem do współpracy Zdzisława Twardowskiego, który przedstawił również swoje, piękne, dojrzałe twórczo obrazy.
Rykowisko trwało godzinę dłużej niż pierwotnie planowano, bo akurat w noc z 26 na 27 października zmieniano czas na zimowy. Zapewne to było powodem, że nad ranem powysychały liczne źródełka przy suto zaopatrzonych buchtowiskach i zgodnie z hasłem, „ratujmy się, bo trzeźwiejemy”, jak kto mógł opuszczał rykowiskowy plac udając się do swoich dziennych ostoi, na ziołową herbatkę zapewne, dla podratowania życiowych funkcji wątroby i innych równie ważnych organów.
I ja tam byłem, ale niewiele piłem, bo następnego dnia musiałem przeskoczyć prawie 500 kilometrów mało sprawnym samochodem w równie piękny region, gdzie wilki wyją na sanockim rynku, niedźwiedzie sprawdzają okresowo zapach bieszczadzkich drwali a zakapiory snują się jeszcze po górskich ścieżkach, dopóki śnieg nie zasypie wszystkiego. I tyz bedzie piknie. Jak na Mazowszu.
Życzę Wam, drodzy Jenoty i Jenociki wielu jeszcze sukcesów, także w polu i kniei!!!
DARZ BÓR!
paź 28 2013
2 comments
Michał
31 października 2013 na 09:20 (UTC 1) Link do tego komentarza
Dziękuję Ci Edwardzie za kolejne miłe i ciepłe słowa o Jenocie.
Czas faktycznie płynie nieubłaganie i nie wiadomo kiedy i mi też już stuknęło prawie 30 lat w stałym i wiernym związku z tym kołem.
Jeszcze raz dziękują Wam za przybycie. Wasza wystawa znacząco podniosła rangę naszej uroczystości.
To w jakim miejscu znajduje się Jenot w dniu dzisiejszym zawdzięczamy również Wam – byłym członkom koła.
Zapraszamy jak najczęściej.
Myślę, że przy następnej Twojej wizycie w Komorowie będzie w końcu okazja do degustacji Twojej nalewki z pędów młodych pokrzyw. Żałuję, iż przygotowania do jubileuszu i Wasz ogromny wkład pracy w przygotowanie obu wystaw uniemożliwiły mam spędzenie choć jednego wieczoru przy myśliwskich opowieściach.
Darz Bór
Michał Pieńkowski
Przemysław
29 października 2013 na 12:53 (UTC 1) Link do tego komentarza
Przeczytałem z nieukrywaną przyjemnością.
Relacja z uroczystości zarówno rzeczowa jak i dowcipna.
Pozdrawiam serdecznie.
Darz Bór Panie Edwardzie.
Przemysław Łukaszek.