Nie milknie wrzawa wokół napastliwego programu wyemitowanego 6 listopada w telewizji TVN. Czego dotyczył, wszyscy wiemy i streszczać jego przesłania nie trzeba. Dłużej trwającą jest bez wątpienia wrzawa wokół Katastrofy Smoleńskiej, lecz tam najbardziej wrzaskliwym chodzi o osiągnięcie politycznego interesu.
A o co chodziło "zielonym" w tym, bez wątpienia tendencyjnym programie? Że chodziło o dyskredytację myśliwych, łowiectwa i wszystkiego, co wokół nich się dzieje - wiadomo nie tylko nam, myśliwym i ich sympatykom. Ale może się okazać, że głównemu bohaterowi "mrożących krew w żyłach" opowieści chodziło o kolejną promocję swojej osoby, o marketingowy sukces swojej książki "Farba znaczy krew," która - być może - oczekuje na kolejne wydanie, lub wdarcie się, za wszelką cenę do grupy "trzymających władzę"? To swoiste "Blebleble", puszczone w obieg oparte jest zapewne o zasadę, wyrażoną kiedyś przez posła Jacka Kurskiego: "głupi lud to kupi"!
W ostatnim "Łowcu" red. Maciej Łogin lepiej niż ja wskazuje na szereg aspektów uzasadniających potrzebę istnienia łowiectwa. Są to prawdy tak oczywiste, że trudno jest uzasadniać je w jakiś szczególny sposób. Zważmy, że polowanie jest jedynie cząstką łowiectwa, gdzie zabijanie stanowi marginalny, choć ważny element naszej działalności. Ponieważ człowiek stoi na szczycie łańcucha pokarmowego i dla zdobywania pokarmu wymyślił, lub przystosował odpowiednie narzędzia nikogo przekonywać nie trzeba. Że u nas w Polsce, w naszym łowiectwie są to chyba najbardziej humanitarne narzędzia, w dyskusji na argumenty wygrywamy z "zielonymi" w cuglach. Pod jednym wszakże warunkiem, że obie strony wiedzą, o czym dyskutują. "Zielonym", którzy naszych argumentów słuchać zapewne nie zechcą, proponuję udać się do ubojni tuczników i stamtąd niech zmontują reportaż, a potem namówią TVN na wyemitowanie go w swoim programie. Czy widzieli oni seryjne zabijanie świń, które jedna po drugiej zsuwają się na taśmę i jadą na stanowiska do obróbki termicznej, a potem na rozbieralnię? Czy operatora elektrycznych kleszczy nazwać można sadystą o skrzywionej psychice? Czy któryś z "zielonych" widział, jak zabija się kurę na wsi, aby wylądować w rosołowym garnku? Jeżeli rzeczywiście są tacy wrażliwi, to dlaczego - jak napisał red. Maciej Łogin - zachwalają walory schabowego i innych frykasów? Łowiectwo nie jest zajęciem dla każdego, ale nikt zapewne nie został myśliwym z powodu umiłowania koloru czerwonego. Bo u wszystkich kręgowców, których znaczna część stanowi naszą bazę pokarmową krew, czyli farba w naszym pięknym języku łowieckim jest czerwona. Czy widział ktoś "zielonego", niosącego karmę do lasu, który nie jest przynależny do żadnego obwodu łowieckiego? Że co? Że mają inne zadania? Przyroda tak pokierowała ewolucją człowieka, że jesteśmy na szczęście różni, niekiedy nawet bardzo. Z tego powodu dla jednych szczytem zachwytu jest obserwacja bzykających się żab w Dolinie Rospudy, a dla innych jest to obrzydliwe. Jedni wolą pląsy motylka pod Augustowem, inni walczą o prawo bezpiecznego przejścia na drugą stronę ulicy.
Ale nigdy nie jest tak, że tylko jedna strona ma rację. Redaktor Maciej Łogin w felietonie Nagonka "ekologów" nie porusza kwestii: dlaczego mówią i piszą o nas źle! Bo są, niestety, przypadki uzasadniające głoszenie takich, a nie innych haseł przeciwko nam. To my sami dajemy im pożywkę dla ich głoszenia. Że stanowią te przypadki margines wszystkich zdarzeń w naszej działalności przeczytać można tylko w Łowcu Polskim, w Braci Łowieckiej" i sporadycznie gdzieś tam jeszcze, nawet nie wiem gdzie. A kto czyta Łowca, lub Brać? Głownie my, myśliwi! Czyli piszemy o nas, dla nas! A Zarządowi Głównemu szkoda pieniędzy na budowanie dobrego wizerunku naszego łowiectwa. Wszystkiego sami myśliwi na dole, czyli w kołach nie są w stanie znienić, bo na to też trzeba kasy. A kto ją dzisiaj ma?
Jeśli tak, to nie dziwmy się, że jest tak, jak jest. Piszą o nas tak, jak nas widzą. A co widzą? Na jednym z polowań w kole, które dobrze znam, na polowaniu wigilijnym , w ostatnim pędzeniu pozyskano 6 łań z jednej dużej chmary. Pięć zranionych poszło z chmarą, lecz nikt ich nie dochodził, bo roboty z ubitymi łaniami było sporo, a wigilia w domu już nie długo! Połamano się byle jak opłatkiem i rozjechano do domów. Część poranionej zwierzyny zgniła zapewne gdzieś w okolicznych potokach. Na innym polowaniu, w styczniu, pozyskano w jednym z pędzeń dwie łanie, po 105 kilo każda. Najdorodniejsze sztuki! Czy z jeleniem szlachetnym można postępować tak nieszlachetnie? Czy dobry gospodarz pozbywa się najdorodniejszych sztuk?
Dobry gospodarz w Wigilię dzieli się z dobytkiem opłatkiem i przemawia do swojej trzody ludzkim głosem. Czy zatem, wzorem tego, jakże ludzkiego, pełnego szacunku do swoich zwierząt postępowania można zorganizować polowanie wigilijne o zupełnie innym scenariuszu? Można!! Weźmy karmę ze swojego gospodarstwa lub kupmy po parę kilo marchwi, kukurydzy, główkę kapusty, weźmy aparat i idźmy do paśników! Zróbmy nawet jakieś pędzenie, zasalutujmy zwierzynie, która znajdzie się w pobliżu nas, ale na Boga, nie strzelajmy, bo żaden dobry gospodarz nie robi świniobicia w dzień Wigilii!! Nie karmmy zwierzyny w tym dniu ołowiem!! Spotkajmy się potem, na chwilę, nie na ośnieżonej, lub zabłoconej drodze i nie krążmy z brudnym kapeluszem w dłoni i opłatkiem pomiędzy sobą, lecz w specjalnie przygotowanej sali, w jakiejś remizie, świetlicy lub klubie, których mamy przecież sporo na naszym terenie. Poprośmy kilku miejscowych, może nawet kogoś z prasy, lokalnej telewizji i pokażmy, że polowanie niekoniecznie zawsze ma kolor farby, czyli krwi na rękach.
Jeden zły, upubliczniony przypadek znaczy więcej, niż kropla dziegciu w beczce miodu. Zadbajmy więc lepiej o swój własny wizerunek. Popatrzmy na siebie, jak wyglądamy na polowaniach w wyszmelcowanych kufajkach i zużytych gumofilcach. Bo jak nas widzą, tak nas opisują!
Nie jestem recenzentem felietonów red. Macieja Łogina, którego szanuję za trafność wysnuwanych wniosków i tematykę, czasami nawet bardzo trudną. Te kilka uwag, które podniosłem w swoim felietonie proszę traktować jako uzupełnienie tego, o czym - z racji szczupłości miejsca nie napisał Szanowny Pan Redaktor, a o czym nie zawsze wypada nam mówić.